Po wieloletniej współpracy z innymi muzykami, w tym m.in. z Piotrem Schmidtem i jego zespołem Schmidt Electric, Tomasz Bura zdecydował się na wydanie solowego debiutu w postaci “Ritual“. Po przesłuchaniu płyty można powiedzieć: nareszcie!

Nagrywany na początku marca br. w gliwickim studiu Jazzovia.pl album zawiera osiem kompozycji zagranych przez pianistę. Album otwiera tytułowy kawałek, który swoim spokojnym brzmieniem powoli pobudza w słuchaczu poczucie relaksu, odprężenia, o które tak trudno w dzisiejszym, zalatanym świecie.

Motyw spokoju przewija się także przez kolejne numery, w tym przez nieco przeciętny na tle reszty “Tayamaya“, ładny “K.M.” czy genialny “Between Strings“, który – dla kontrastu – można uznać za jeden z najciekawszych i najlepszych z całej płyty. Co więcej, utwór bez problemu mógłby znaleźć się na ścieżce filmowej jakieś oscarowej produkcji, niezależnie czy o wojnie, rozstaniu zakochanych, śmierci czy życiu i twórczości artysty bądź muzyka. Pełna delikatnych brzmień, liryczna, a jednocześnie spokojna i niosąca radosne myśli kompozycja tworzy zgrabną całość, do której chce się wracać.

https://www.youtube.com/watch?v=7_F0SzyEmfY

Ukłonem w stronę swojego kolegi z zespołu, Piotra Schmidta, okazał się numer trębacza “Morning” w klawiszowej odsłonie. Trzeba przyznać, że równie wzruszającej i urzekającej, co oryginał. Ciekawe zatem, czy i który z numerów z “Ritual” nagra na nową płytę Piotr? Wśród wszystkich numerów nie zabrakło także innego nawiązania do twórczości innych muzyków, czyli jazzowego klasyka “Caravan” Duke’a EllingtonaJuana Tizola w interpretacji Bury. Żywiołowy kawałek idealnie sprawdził się jako mała przerwa między wolnymi kompozycjami, podobnie jak improwizowane nagranie “Improv“. Całość zamknął natomiast liryczny numer “Coda“, po których aż chce się nacisnąć klawisz “Odtwórz całość ponownie”.

Jak na porządny debiut przystało, dostaliśmy materiał, po którym można chcieć więcej. Na płycie dominują spokojne, liryczne numery, które świetnie wkomponowałyby się w ścieżkę dźwiękową filmowych produkcji. Odrobina dynamiki w postaci dwóch żywszych utworów sprawiła, że całość ładnie komponuje się ze sobą, a sam album nie jest nudny ani monotonny. Szkoda tylko, że Tomasz nie postawił na jeszcze większą liczbę żywszych utworów, ale może na drugiej płycie? Bardzo na nią czekamy.