Na tydzień przed koncertami Ibrahima Maaloufa w Polsce, mieliśmy okazję porozmawiać z trębaczem. Zapytaliśmy go m.in. o nadchodzące koncerty, przygotowania do wydania dwóch nowych płyt oraz o jego inspiracje do tworzenia muzyki.

Przygotowujesz się do premiery swojej nowej płyty zatytułowanej „Red & Black Light”, która ukaże się we wrześniu. Co to będzie, jaki miałeś pomysł na ten album?

Głównym motywem nagrania „Red & Black Light” było pokazanie o wiele bardziej elektronicznego materiału od tego znanego z moich poprzednich płyt. Będzie dużo jazzu połączonego z muzykę elektro-popową oraz brzmieniami arabskimi. Tak naprawdę przygotowuję się wydania dwóch płyt, które inspirowane są muzyką egipskiej diwy – Umm Kulsum…

Możesz opowiedzieć nam nieco więcej o tej drugiej płycie?

Drugi album będzie typową, akustyczno-jazzową płytą nagrana z tradycyjnym, standardowym kwintetem jazowym. Specjalnie na potrzeby tego albumu przearanżowaliśmy jedną z najpopularniejszych piosenek z repertuaru Kulsum – „Alf Leila wa Leila”, czyli „Tysiąc i jeden nocy. Jest to bardzo akustyczny numer, ale nie zaprezentujemy go podczas nadchodzących koncertów. Zagramy natomiast głównie materiał z „Red & Black Light” oparty na tym elektro-popowo-jazzowym stylu, o którym przed chwilą rozmawialiśmy.

A co właściwie inspiruje Cię w muzyce Kulsum?

Chciałem nagrać płytę inspirowaną czymś brzmiącym jak muzyka trance, co ma całkiem powtarzalną melodię. Te brzmienia wprowadzają słuchaczy Umm w swojego rodzaju trans, a to zawsze mnie interesowało. Chciałem złożyć pewnego rodzaju hołd Uum i jej muzyce.

Porozmawiajmy jeszcze o przyszłych koncertach w Polsce. Czego możemy spodziewać się od tych występów?

Będzie to mieszanka jazzu i elektro-popu. Po prostu, ludzie niesłuchający na co dzień muzyki elektronicznej mogą być nieco zaskoczeni, podobnie jak Ci, którzy nie słuchają jazzu. Ci, którzy słuchają obu gatunków, będą czuć się bardziej komfortowo. Zawsze chciałem tworzyć muzykę jazzową w taki sposób, aby zachęcić odbiorców do słuchania skomplikowanej, rytmicznej muzyki jazzowej przy jednoczesnym tańczeniu do tych dźwięków w ten sam sposób, w jaki młodzież tańczy do muzyki popularnej. I chociaż wiele ludzi prosi nas o zagranie czegoś z poprzednich płyt, chcemy się skupić na zagraniu podczas koncertów głównie nowego materiału.

Pozwól, że teraz zapytamy Cię o poprzednie płyty w Twoim dorobku. W ubiegłym roku ukazał się album pt. „Au pays d’Alice…”, który nagrałeś w duecie z Oxmo Puccinim. Jak nawiązała się ta współpraca? 

Zapytałem go o to, czy nie chciałby ze mną współpracować. Ktoś zaproponował mi stworzenie musicalu na jeden z festiwali we Francji. Zasugerowałem im wówczas stworzenie sztuki opartej na „Alicji w Krainie Czarów” Lewisa Carrolla, ale w moim stylu. Chciałem skomponować muzykę do tego spektaklu, poza tym chciałem, by Oxmo wniósł do tego cząstkę siebie. Bardzo chciałem go zaangażowąc w ten projekt, co ostatecznie mi się udało. Napisał teksty do piosenek i je zaśpiewał.

Oprócz tej płyty masz na koncie także cztery solowe krążki, w tym m.in. debiutancki „Diasporas” z 2007 roku. Jak wyglądała praca nad tą płytą? 

Uważam siebie za osobę, która pracuje krok po kroku. Nie mam za sobą dużej firmy, która wykłada pieniądze na moje płyty, dlatego wszystko przygotowuję sam. Jestem jak robotnik, który pracuje godzinami, dniami, tygodniami, miesiącami czy nawet latami nad swoją robotą. Spędziłem mnóstwo czasu nad nagrywaniem tej płyty. Każdy album jest zupełnie inną historią, pierwsze trzy krążki były dla mnie bardzo osobiste. Praca nad wszystkimi albumami „Dia-”, czyli nad „Diasporas”, „Diachronism” (2009) i „Diagnostic” (2011) były dla mnie jak terapia. Wtedy zacząłem pisać trochę muzyki do filmów niemych, co możecie usłyszeć na czwartym albumie zatytułowanej „Wind”. Całą płytę traktuję jako hołd dla Milesa Davisa, był to także mój pierwszy album nagrany z klasycznym kwintetem jazzowym. Ostatnią płytą wydaną przed „Au pays d’Alice…” była „Illusions” z 2013 roku. Była ona ukłonem w stronę muzyki rockowej lat 70., poza tym chciałem dzięki niej wprowadzić na scenę trąbkę ćwierćtonową.  Bardzo ekscytujące dla mnie było tworzenie projektu z innymi trębaczami, którzy grali na tego rodzaju trąbce.

A jak Miles Davis zmienił Twoje podejście do muzyki? 

Nie mogę powiedzieć, że Davis inspiruje mnie w życiu. Jednak usłyszenie po raz pierwszy jego muzyki było dla mnie niczym rewolucja, ponieważ kocham granie na trąbce w delikatny sposób. Wtedy pomyślałem, że jest to jakby zakazane, bo wychowałem się w świecie bardzo klasycznej muzyki. Za każdym razem, kiedy grałem na trąbce podczas moich studiów w Konserwatorium w Paryżu, czułem, że chcę grać delikatnie, ale czułem, że nie gram właściwie. Ale kiedy po raz pierwszy usłyszałem muzykę Milesa pomyślałem: „O, jednak to jest wskazane tak grać!”. To bardzo mi pomogło, choć muszę przyznać, że byłem bardziej zainspirowany brzmieniem trąbki Milesa niż nim samym.

A kim w takim razie się inspirujesz w swojej twórczości? 

Mój ojciec, zdecydowanie. On także gra na trąbce, nauczył mnie wszystkiego, powiedział mi wszystko o trąbkach. Przygotował mnie też do egzaminów do Konserwatorium w Paryżu, pomagał także w przygotowaniach do wszystkich konkursów, w których brałem udział. Nauczył mnie także grania na trąbce muzyki arabskiej.

Twój ojciec nie jest jednak jedynym członkiem rodziny, który jest artystą. Twoja matka jest nauczycielką gry na fortepianie, poza tym w rodzinie masz poetów i pisarzy. Jak to wpłynęło na Twoją pracę?

Nigdy o tym nie myślałem. Wiecie, jedyną rzeczą, którą wiem, jak robić, jest robienie muzyki (śmiech).  To jest coś, co naprawdę kocham, bo oddycham muzyką przez cały czas, to całe moje życie. Podziwiam za to pracę każdego z członków mojej rodziny, np. jestem fanem książek mojego wujka, a przeczytałem wszystkie jego książki. Od zawsze otaczali mnie ludzi, którzy sprawiali, że moje życie było szczęśliwe. O wszystkich członkach mojej rodziny myślę pozytywnie, kocham ich.

Jakie masz plany na najbliższe miesiące, oprócz koncertowania oraz przygotowań do wydania płyt? Czy masz w ogóle czas na cokolwiek innego? 

Pewnie! (śmiech) Nie tylko komponuję teraz muzykę do filmów, dla różnych orkiestr oraz innych artystów. Jestem także producentem i wydawcą płyty Natachy Atlas, która po wielu latach nieobecności wraca na scenę muzyczną. Tak naprawdę to ja ją przekonałem do powrotu, natomiast album zostanie wydany we wrześniu. Jeżeli ktoś jej nie zna, to warto wiedzieć, że jest jedną z najlepszych arabskich wokalistek, była bardzo popularna w latach 90.

Wspomniałeś o komponowaniu muzyki do filmów. Swój debiut w tej materii była ścieżka dźwiękowa do filmu „Yves Saint Laurent” w reżyserii Jalila Lesperta. W którym filmie będziemy mogli usłyszeć Cię teraz? 

Teraz będzie tego sporo, napisałem muzykę m.in. do filmu „Czerwona róża” Sepideh Farsi. Ogólnie będą chyba trzy-cztery filmy z moją muzyką.

Pozostając przy tym temacie: pisanie muzyki do filmów jest łatwiejsze czy trudniejsze od pisania materiału na własne płyty? 

Myślę, że pisanie materiału w obu przypadkach jest jednocześnie łatwe, jak i trudne. Praca nad własnym albumem jest bardzo osobista, a jedyną osobą, która może być niezadowolona z końcowego efektu, jestem ja sam. Jest to całkiem proste, jednak z drugiej stronu nie jestem osobą, która łatwo zadowala się własną twórczością, muszę ciągle ćwiczyć. Praca nad ścieżką dźwiękową jest łatwiejsza o tyle, że nie jesteś jedyną osobą, która musi wykrzesać z siebie jakieś emocje podczas tworzenia płyty. Oprócz mnie jest wówczas także twórca oraz producent, którzy wiedzą, czego chcą. Jesteśmy drużyną, dzięki czemu praca jest przyjemna. Ale niektórzy producenci potrafią być nieprzyjemni wobec kompozytorów, co bardzo utrudnia tworzenie. Muszę jednak przyznać, że kocham proces tworzenia obu rodzajów płyt.

Dziękujemy Ci za rozmowę, mamy nadzieję, że dasz niezapomniane koncerty w Polsce. Nie możemy doczekać się także nowych płyt. Przy okazji, chcemy Ci życzyć otrzymania w najbliższym czasie nominacji do Oskara za ścieżki dźwiękowe! 

Dzięki Wam bardzo! (śmiech) Do zobaczenia w Polsce, na razie!

  • ENGLISH

One week before his gigs in Poland we had the opportunity to talk with Lebanon trumpet player Ibrahim Maalouf. We’ve asked him about forthcoming concert, two upcoming albums and inspirations for making music.

You’re about to release your new album – „Red & Black Light” in September. What’s gonna be? What’s the main idea of this album?

The direction for „Red & Black Light” is to show a little bit more electric, electronic material than I showed in my previous albums. There’s much jazz mixed alltogether with some kind of electro pop and Arabic sounds. There will be one of the two albums inspired by the music of Egyptian diva Oum Kalthoum…

Could you tell us a little bit more about this second release?

The second album will be typical acoustic jazz album with the very tradicional, conventional jazz quintet. For this album I’ve re-arranged into jazz quintet style one of Kulthoum’s the most famous songs called „Alf Leila wa Leila” which means „One Thousand and One Nights”. This is the very acoustic one, but we won’t perform it during upcoming shows. We’ll play mostly the songs from „Red & Black Light” in this electric pop-jazz style which we’ve just talked about.

And what exactly inspires you in the music of Kalthoum for you?

I wanted to record album inspired by something what sounds like trance, that is something what’s quite repetitive. It brings the audience of Oum Kalthoum some kind of trance and it’s always interested me. I wanted to pay kind of tribute to Oum and her music.

Let’s talk more about the forthcoming concerts in Poland. What can we expect from this shows?

It’s the mixture between jazz and electro-pop. Basically, people who don’t know electric music might be quite surpise as well as the listeners of electronical music. People who listens to both of this musical genres would feel more comfortable. I’ve always wanted to make jazz music mixed in the very popular way to encourage people to listen to the complex jazz, rhythm music, but in the same time dance or just move their body to its rhythm as the young people dance to the pop music. Even though some people’s asking us to play also the elder material, we’re suppose to perform mainly new songs.

Now let us aks you about your previous albums. In 2014 you released your latest one, „Au pays d’Alice…”, which was recorded in collaboration with Oxmo Puccino. How has this partnership begun?

I’ve asked him to work with me. Someone proposed me to do some kind of musical for festival in France. I’ve suggested to them to do Lewis Carroll’s „Alice in Wonderland”, but in my own way. I wanted to compose the music for this and I also wanted Oxmo to bring his own colour on this work. I really wanted him in my project and he accepted my invitation. He wrote lyrics for the melodies and sang them.

You also have four solo albums, incl. debut „Diasporas” released in 2007. How has the work on this album lasted?

I consider myself as person who works little by little. There’s no huge company behind me who pays money for releasing my albums. I did everything by myself, I was like a worker who’s spent hours, days, weeks, months and years on his work. I’ve spent a lot of time by recording this album. Each album is completely different story, my first three albums were very personal for me. Working on all of „DIA—s” albums, I mean „Diasporas”, „Diachronism” (2009) and „Diagnostic” (2011), was like a therapy for me. Then I’ve started to do a bit of music for silent-movies and you can hear it in the forth album called „Wind”, which was tribute to Miles Davis. It was the first time I actually did the album with the classical jazz quintet. The last album I’ve released before „Au pays d’Alice…” was „Illusions” from 2013. This album was a tribute for the rock of the 70s, but I also wanted to bring a quarter tone trumpet with me on stage. It was very exciting for me to do this project with other trumpet players who plays quarter tone trumpet.

How has Miles Davis’ music changed your musical life?

I can’t say that he’s inspired me in my life. However, the first I’ve heard his sounds it was kind of revelation to me, because I’ve really loved playing trumpets in soft way. Then I thought it was sort of forbidden, I’ve been raised in the very classical music worlds. During my studies in Conservatoire  de Paris everytime I used to play trumpet I wanted to have a soft sound, but I was feeling I’m not playing in the right way. And the first time I’ve heard Miles’ sound I felt like „Oh, that’s actually allowed to play like this!”. It helped me a lot, but I was more inspired by the sound of his trumpet than by Davis himself.

So who inspired you the most then?

It would be my father, definitely. He also plays trumpet and taught me everything. He told me everything what I know about trumpets. He also prepared me to enter Conservatoire de Paris, he’d prepared me to all contests I’d been taking part, he told me how to play Arabic music in trumpet.

Your father isn’t the only family member who works as artist. Your mother is a piano teacher, you’ve also poets and writers in your family. How has it influenced in your work?

I have never thought about those things. You know, the only thing I know how to do is making music (laugh). This is something I really love, I breath music all the time, it’s all my life. But I’m a big admirer of every member of my family, e.g. I’ve read all my uncle’s books, I’m into his writings, I just love it. I was surrounded by people who made my life happy, I really think about all this people in the positive way, I love them.

What plans do you have for the following months, except of touring and preparing to release albums? Is there any time for anything else?

Oh yeeeah (laugh). I’m not only composing a lot of music for cinemas, orchestras and other singers. I’m also producing and releasing the coming-back album of Natacha Atlas. She’s disappeared from the stage for many years and now she’s coming back with new album which will be released in September. I’ve actually convinced her to come back to stage. Maybe you don’t know her, but she is one of the best Arabic singers, she was very famous in the 90s.

You’ve mentioned composing music for cinemas. Your debut on this matter was creating the music for „Yves Saint Laurent” directed by Jalil Lespert. In which movie we’ll be able to listen to your compositions soon?

There is a lot of them now, e.g. in the Iranian movie called „Red Rose” by Sepideh Farsi. There will be around 3-4 novies with my music soon.

And is it harder or easier to make music for movies than for solo albums? What’s the difference?

I think both of them are very easy and very difficult at the same time. Working on own album is very personal, so the only one who might not be happy about the final result is me. It’s quite easy in the way, but also I’m not very easily happy with my music, I still have to practice. And working on movie soundtracks is easier in one hand, because the movie maker and producer, who know what they want, are also expressing themselves during process of composing music. We’re like a team, it makes this time very nice. But at the same time some of producers can be very rude with the composer and it sometimes it’s very hard. But I really love both of this kind of works.

Thank you for the interview, we hope you’ll give an unforgettable show in Poland and we can’t wait for the new albums. We would also like to wish you a Academy Awards’ nomination for one of your soundtracks!

Thank you so much! (laugh) Hope to see you in Poland soon! Bye!