Björk to w moim subiektywnym odczuciu trochę muzyka klasyczna wśród innych gatunków. Nie jest bowiem dla wszystkich, nie wszyscy będą ją czuć i rozumieć, a najprościej mówiąc nie wszyscy staną się jej odbiorcami. W przypadku Pani Guðmundsdóttir zagłębiamy się w mroźną, introwertyczną zimę smyczków i elektronicznych dźwięków. Jest tu dużo psychodelii i kompozycyjnej dowolności, utwory są dla otoczenia trudnodostępnymi od strony interpretacyjnej małymi układami zamkniętymi.

bjork

Poszłabym nawet o krok dalej: Björk serwuje nam obrazy rodem z gabinetu lekarskiego, ale tak jakby lekarz badał emocje, a nie ciało. Mała ultrasonografia przejść i doświadczeń. Odczytamy dźwięki, ale tylko wtedy jeśli znamy się na rzeczy, bo nie są to utwory, która same wpadną nam w ucho.

O albumie “Vespertine” z 2001 roku Björk powiedziała: “Those days when it’s snowing outside, and you’re inside with a cup of cocoa and everything’s very magical. You’re euphoric, but you don’t speak for days ’cause you don’t want to.” Opis pasuje mi również do introwertycznego krążka “Vulnicura“. Uczucie euforii zastąpiłabym tylko smutkiem i tematem rozstania. Dziewiąty studyjny album Björk to archiwum dotyków. A tu z kolei znowu dochodzimy do punktu, w którym nasuwa się pytanie, czy każdy chce takie archiwum odwiedzać.

Ja osobiście weszłam tam tylko z ciekawości. Już robię krok w tył, już się wycofuję, nie zagłębię się w te melodie na dłużej. Ale właśnie może dokładnie o to Björk chodzi. O selekcję. O to, że stworzyła coś szybkiego i genialnego, jakby nagrywała na tak zwaną „setkę” własne chwile smutku, serwując je w psychodelicznej i dlatego trudnej w odbiorze formie.

Płyta momentami staje się monotonna i mimo, że artystka podkreśla duży udział wenezuelskiego producenta Arca, to jego drum’n’bassowe podkłady w „LionSong” czy „Quicksand” nie wprowadzają dużych zmian. Podobnie jest z utworem „Family”, który na tle innych piosenek wyróżnia się tektonicznym elektronicznym beatem i stanowi mój numer jeden, ale nie pozwala uznać całego albumu za fenomenalny.

Czy można więc powiedzieć, że od „Vulnicura” wieje nudą? I tak i nie. Uzasadnienie jest to samo dla obu odpowiedzi: Björk sprawdza, czy to co tworzy nadal się nam podoba. Staje i pyta: robię co chcę, daleko od komercji, wchodzicie w to?