Kiedyś standard i powszechność, a w dzisiejszych czasach nagranie płyty metodą analogową jest zdarzeniem wręcz wyjątkowym. To przykry znak czasu. Tego typu wyzwanie, które w całości pochwalam, na polskim rynku muzycznym podjął Paweł Kovalczyk.

Kovalczyk postawił przede wszystkim na jakość. Na albumie znalazło się 10 utworów, które łącznie trwają 36 minut. Krótki czas trwania albumu rekompensują bogate brzmieniowo kompozycje, dopieszczone pod każdym względem. Jeśli w projekcie biorą udział czołowi polscy muzycy: Marek Napiórkowski, Robert Kubiszyn, Robert Luty, Paweł Tomaszewski, Przemek Kostrzewa, Dariusz Plichta, Tomasz Busławski to tak znakomity efekt pracy nie jest wcale zaskoczeniem. W partiach wokalnych artystę wspomagały siostry Magdalena Kuś oraz Shata QS. Ponadto za reżyserię dźwięku odpowiadał Jarosław Regulski, jeden z najwybitniejszych w swoich fachu.

Kompozycje autorstwa Pawła Kovalczyka rozbrzmiewają w rytmie swingu, funku, jazzu, a przełamywane są często rock’n’rollowymi partiami. Na szczególne uznanie zasługuje utwór „No Words”, który stanowi uwspółcześnioną wersję „Jours passes” dziewiętnastowiecznego artysty Leo Delibes. Gościem specjalnym w tym utworze jest światowej sławy pianistka Beata Szałwińska, która opracowała aranżację utworu, a Kovalczyk napisał do niej tekst. Kompozycja stanowi wyjątkowe połączenie klasyki oraz neo-jazzu.

Pawłowi Kovalczykowi udało się uniknąć nagrania retro-albumu koncept, którego głównym celem jest odwzorowanie, przybierające postać kopiowania, brzmień z lat ’50 i ’60 ubiegłego wieku. Forma środka przekazu nie przyćmiła treści, dlatego z powodzeniem można stwierdzić, że najnowszy album Kovalczyka ze smakiem nawiązuje do najlepszych dokonań muzyki sprzed kilku dekad. Niepretensjonalne melodie stanowią kolejny atut albumu.

Paweł Kovalczyk stanął jeszcze przed kolejnym wyzwaniem, jakim jest zmierzenie się z spuścizną popularnego niegdyś programu „Idol”. Od jego występu w tym talent show minęło już sporo czasu, a album świadczy o rozwoju, świadomości i ukierunkowaniu muzycznym.

Umiejętności wokalne Pawła Kovalczyka plasują się na bardzo wysokim poziomie. Barwa jego głosu oraz sposób śpiewania nie kojarzą się z tradycyjnym jazzowym, bądź soulowym stylem. Wykonania artysty mają bardziej musicalową grację, dlatego do takiego połączenia trzeba się po prostu przyzwyczaić.

Niestety okładka albumu, oprócz odcieni czerni i bieli, w żaden sposób nie nawiązuje do charakteru albumu.

„Kovalczyk Big Band Project” to stylowy i starannie przygotowany album, dzięki czemu będzie można do niego z przyjemnością powracać po latach.