O Monice Borzym usłyszeliśmy przy okazji jej świetnego debiutu, jakim była płyta „Girl Talk”. Piękna, wypełniona coverami zaaranżowanymi na jazzowe ballady płyta, która w Polsce uzyskała status platyny. Młoda wokalistka nie tak dawno wydała drugi album „My Place”.  Płyta tylko w nastroju zbliżona jest do poprzedniej, gdyż jak przystało na dojrzałą artystkę, zaczęła ona szukać swojej drogi i swojego miejsca w muzycznej przestrzeni. Dlatego tym razem zdecydowana większość utworów to autorskie kompozycje Moniki i jej kolegi pianisty Mariusza Obijalskiego. To on odpowiada za aranżacje i jest autorem większej części materiału. Duet, jaki stworzyła Monika i jej kolega ze szkoły doskonale zgrał się z amerykańskimi sławami, które wzięły udział w nagraniach.

W skład zespołu weszli bowiem: gitarzysta Larry Campbell (znany ze współpracy z Bobem Dylanem i Paulem Simonem), perkusista Kenny Wollesen (ten z kolei grywał z Johnem Zornem, Norah Jones i John Scofield) i basista Tony Scherr (grywający z takimi muzykami jak Norah Jones, The Lounge Lizards, John Scofield). Poza nimi, artystka zaprosiła do współpracy sławy światowej sceny. „Wymyślam sobie muzyków, o współpracy z którymi marzę i cieszę się jak mała dziewczynka, kiedy okazuje się, że to możliwe”. Tak więc na płycie usłyszymy również arcymistrza gitary jazzowej Johna Scofielda, brazylijskiego wirtuoza gitary akustycznej Romero Lubambo, wybitnego saksofonistę Chrisa Pottera i genialnego trębacza Randy’ego Breckera. Wszyscy razem doskonale zgrani, czego efektem jest świetna strona instrumentalna albumu. Muzycy nie są tu jedynie tłem dla pełnego wdzięku głosu Moniki. Możemy usłyszeć krótkie partie solowe w ich wykonaniu, miejscami natomiast instrumenty idealnie splatają się z wokalem, wchodząc z nim w dialog lub kontynuując linię melodyczną. O sukcesie drugiego albumu Moniki Borzym świadczyć może status Złotej Płyty, jaki krążek osiągnął zaledwie tydzień po premierze. Warto wspomnieć, że w roli producenta znów doskonale, jak twierdzi Monika, sprawdził się Matt Pierson. „Matt w pełni stanął na wysokości zadania, nie ściągał nas ku korzennemu jazzowi, tylko pozwalał odlatywać”.

„My place” to album na wskroś wypełniony delikatnym jazzem. Znajduje się na nim 13 utworów z czego większość, to kompozycje Moniki i Mariusza. Pozostałe 3 to covery:  „Only Girl in the World” z repertuaru Rihanny, „The Quiet Crowd” Patricka Watsona oraz „In the Name of Love” Kenny’ego Rankina. W każdym z kawałków urzeka nas wokal, chwilami bardzo mocny, stanowczy, poruszający i mający ogromną silę wyrazu, chwilami delikatny, zwiewny, a nawet tajemniczy. Głos Moniki nasycony jest wieloma barwami i odcieniami, przez co historie jakie opowiada są autentyczne. Bez zastanowienia podążamy w ślad za jej głosem, a wędrówka ta wykracza daleko poza polskie granice, a nawet poza kontynent. Ale to nie tylko wokal przykuwa naszą uwagę, jest on jedną stroną medalu, na którego rewersie znajduje się cała warstwa instrumentalna, interesująca i niebanalna. Tytułowy utwór „My place” rozpoczyna wspaniale brzmiący saksofon z towarzyszeniem pianina, które są przyczynkiem do snującego opowieść wokalu. „Finding her way” to pełen tajemniczości zbudowanej na dźwiękach pianina utwór, którego nastrój tworzy także wokal. „Off to sea” to z kolei oparty na mrocznej historii kawałek, wywołujący niepokój podsycany przez brzmienie klawiszy i przejmującą wiolonczelę. Ciekawy jest także „The quiet crowd” rozpoczynający się bardzo spokojnie, z subtelnym i bardzo delikatnym akompaniamentem, po czym przybiera na sile, staje się żywszy, trochę zabawny. Dodać jeszcze można, że jeden z krótkich utworów „Prelude”  został wykonany przez muzyków bez wokalistki. To piękny dodatek do całej płyty.

Monika ma swój własny, oryginalny styl, widać i przede wszystkim słychać, że ma pomysł na muzykę jaką chce tworzyć. Dzięki temu toruje sobie drogę ku światowej scenie muzycznej, tej ambitnej, na której miejsce zarezerwowane jest tylko dla najlepszych. Jeśli jej dalsza praca będzie wyglądała tak,  jak dotychczas, z pewnością osiągnie szczyty gdyż ani talentu, ani ambicji ani pomysłu na siebie młodej artystce nie brakuje. Jej ciekawy, pięknie  i świadomie ukształtowany głos jest tym, którego na ówczesnej, polskiej scenie muzycznej brakowało.  Teraz jednam możemy delektować się perfekcyjnie dopracowanym albumem „My Place”.