Ola Trzaska to debiutująca wokalistka, flecistka oraz songwriterka, która jest w przeddzień wydania swoje debiutanckiego krążka. Płyta ta ma charakter jazzowy i bogata jest w brzmienia ciekawie zestawionych instrumentów dętych. W związku z premierą krążka udało nam się porozmawiać z Olą. Zapraszamy do lektury.

Jak zaczęła się Twoja przygoda z muzyką?

Przygoda…tak bym tego w sumie nie nazwała. Przygoda to coś niecodziennego, oderwanego od rzeczywistości w której jesteś na co dzień. Coś co się zaczyna i kończy jakimś wydźwiękiem np. na wspomnienia. To co mnie łączy z muzyką to powołanie, które wystartowało kiedy skończyłam 5 rok życia. Wtedy właśnie moi rodzice zapisali mnie do przedszkola muzycznego. Potem przyszła szkoła muzyczna I i II stopnia, studia, a potem znów szkoła. Sporo tego było. Moi rodzice to prawdziwi, wrażliwi ludzie – ściśle związani z muzyką.

Nigdy w dzieciństwie nie słyszałam w domu kiepskiej, tandetnej nuty. To zawsze była ambitna, wartościowa po dziś dzień aktualna muzyka. Prawdziwa sztuka. Urodziłam się w latach osiemdziesiątych, mój Tata- perkusista, wyjeżdzał wtedy na kontrakty m in. do Stanów i przywoził muzykę o której tu w Polsce się ludziom nawet nie śniło. Teraz jak o tym myślę, wyobrażam sobie to jako mega rewolucję. All Jarreau, Paul Simon, Gino Vanelli, Teddy Pendergrass, Quincy Jones, Herbie Hancock, Stevie Wonder, Michael Franks, Billy Cobham…mogę tak wymieniać bez końca. To był tak płodny okres w muzyce, że ludzie to chyba byli na haju 24/h mając do tego dostęp. Te melodie są tak cholernie nieśmiertelne. I teraz wyobraźmy sobie kumulację tego wszystkiego w głowie 2latka. Jestem szczęściarą i farciarą, że nie jestem dzieckiem urodzonym po 2000. To co wtedy było na tzw topie dziś jest muzyką niszową…w zamian za to top jest totalnym śmietnikiem. No jest inaczej, ale zwiastuje jakiś przełom – głęboko wierzę w prawdę !!!

Od zawsze wiedziałaś, że chcesz śpiewać?

Chyba tak, ale bardziej tkwiło to głęboko w podświadomości. W rzeczywistości nie miałam odwagi. Na co dzień grałam na flecie. Lubiłam to. Śpiewanie było w sferze marzeń. Moi rodzice myśleli, że będę flecistką jakiejś wypasionej orkiestry, ja widziałam się w kameralnym składzie typu kwintet dęty. Zresztą potem go założyłam… na studiach. Nagralismy nawet „Suwalskie Bolero” z Dorotą Miśkiewicz na płycie Caminho – baaardzo dobra płyta! Ale wokal się przewijał i nie dawał o sobie zapomnieć. Chodziłam na zajęcia wokalne do Dariusza Szwedy w Dąbrowie Górniczej, brałam udział w jakichś przeglądach, konkursach piosenki. Oczywiście na skalę regionalną, haha.

Jak określiłabyś muzykę, którą grasz?

Przede wszystkim nazwałabym ją autorską – bo jestem z niej dumna i podkreślam z przytupem. Nazwałabym ją: dobrą, wartościową – bo jestem próżna, a co! A poukładanie i włożenie do konkretnej szufladki pozostawię znawcom przez małe ‘z’.

Jakie są Twoje inspiracje muzyczne?

Ja inspiracje nazywam stanem ducha, stanem wiary w coś, dobrym nastojem, spojrzeniem. Muzycznie czuję, że ktoś sieje we mnie pomysł, ale nie ma to związku z jego twórczością. Na przykład mój singiel All Around był napisany pod wpływem koncertu zespołu Babooshki, a oni reprezentują folkową odsłonę muzyki, moja muzyka do tego gatunku nie należy, ale feeling jakim żonglowali podczas koncertu natchnął mnie na numer…jak dla mnie totalnie jazzowy.

Czy jest artystka/artysta, który wywarł największy wpływ na Twoją twórczość?

Wszystko co dotychczas słyszało moje ucho jest w pewnym sensie wpływem. W rewirze wokalnym Chaka Khan jest tą która jest mi bliska, chyba najczęściej słuchana w domu, potem Michael Jackson. Nie będę tego nawet rozwijać – te nazwiska przecież mówią same za siebie.

Niedługo ukaże się Twoja debiutancka płyta? Jesteś w stanie nam o niej trochę opowiedzieć?

Z wielką chęcią. Płyta powstała trzy miesiące temu. Nagrałam ją wspólnie z moimi wspaniałymi muzykami w których bardzo wierzę, ufam i pokładam duże nadzieje na przyszłą współpracę, bo jak wiadomo to jest nasz debiut. Pojechaliśmy z chłopakami na Śląsk i przez trzy dni pieczołowicie rejesrowaliśmy materiał. Piękos- piano, Tomaszczyk- puzon, Korybalski- trąbka i flugelhorn, Święs- kontrabas i gitara basowa, Kuchczyński-perkusja, no zespół samych Asów :) Na płytę składa się osiem moich kompozycji, jestem również autorką tekstów. Wykorzystałam również porzucony flet i wpasował się on pięknie.

Jaka muzyka “króluje” na Twoim krążku?

Jazzowa??? W sumie tak, ale mówiąc jazz nie myslałabym tu o mainstreamie. Momentami chowam się w zaułek funkowy, żeby wyłonić się za chwilę zza smutnej ballady, ale po chwili znów odzywa się soulowy groove. Różnorodność !!!

Jak długo powstawał materiał na płytę? Który z utworów jest Ci najbliższy?

Do nagrania płyty szykowałam się chyba 3 lata, ale dopóki byka za rogi nie złapiesz to samo nic się nie wydarzy. Postanowiłam więc działać, a nie gadać. Równy rok temu we wrześniu ogarnęłam się i postawiłam na realizacje swojego celu. I mamy dziś- roczek minął, dziecko się urodziło i teraz trzeba je pokazać światu!
Kompozycje zbierane były kilka lat. Ale wciąż wszystko brzmiało zbyt banalnie, zapętlałam się myśląc „jeszcze doszlifuję”, ale tak nie wolno. Nigdy nie będziesz w pełni zadowolony, bo cały czas będziesz chciał coś upiększać, rozwijać, zmieniać- dojrzewasz w końcu. Można tak do późnej starości… ale po co?

Kiedy i gdzie będziemy mogli Cię usłyszeć.

W listopadzie wystąpie na jazzowym festiwalu w Kijowie, w grudniu na Śląsku, w Zawierciu. Trasa cały czas jest organizowana.