Michał Wróblewski to muzyk już znany, doceniony przez krytyków nie tylko w kraju, ale i zagranicą. Najnowszą płytą “Jazz i Orkiestra” potwierdza swoją klasę, kunszt nie tylko muzyczny, ale i kompozytorski.

Wróblewski od samego początku swojej kariery buduje pewną swoistą estetykę, własną i niepodobną do innych. Funkcjonuje poza podziałami, a właściwie ponad nimi. Jest swoją własną kategorią. Immanentną cechą jego twórczości jest różnorodność, bogactwo inspiracji. Łącząc rozliczne języki, kody, stylistyki, poszerza idiom jazzu i tworzy coś „innego”, intrygującego, przykuwającego uwagę.

Słuchając “Jazz i Orkiestra” doświadczyłem tajemnicy. Nie wiedziałem czego się spodziewać. Każdy kolejny utwór przynosił coś nowego. Spektrum wrażeń, które zapewnia ta płyta jest ogromne. Jest tu zarówno dramatyzm, romantyczna tajemniczość, jak i urzekająca lekkość. Słowem: to, co piękne, piękne na sposób fundamentalny. Wspólnym mianownikiem wszystkich kompozycji jest doskonałość. Gwarantem tej doskonałości jest z kolei wielość zebranych osobowości artystycznych. Wróblewskiemu towarzyszą już nie tylko muzycy jazzowi, ale i klasyczni. Wydawać by się mogło, że połączenie tych dwóch światów nie jest zbyt dobrym pomysłem, a już na pewno jest pomysłem ryzykownym. Tu jednak, nie ma przypadku, nie ma błędów, wszystko jest dokładnie przemyślane i perfekcyjnie zrealizowane. Znakomita gra kwartetu jazzowego i kongenialna współpraca orkiestry symfonicznej stworzyły razem porywającą całość. Artyści imponują nieskazitelnym spokojem, koncentracją, głębokim zrozumieniem muzyki. Przesłuchując album po prostu czuje się wielką miłość i wrażliwość z jaką ta muzyka jest prowadzona.

“Jazz i Orkiestra” to erupcja świetnych dźwięków. Czy jest to muzyka stricte jazzowa? Na pewno nie. Trudno ją skategoryzować, podobnie jak trudno skategoryzować samego Wróblewskiego. Wydaje mi się sensowne nie szufladkowanie tej płyty. Polecam ją nie tylko miłośnikom jazzu, ale muzyki w ogóle. Każdy znajdzie tu coś dla siebie!