Electro-pop w połączeniu z soulem i trip hopem? Dotąd wydawało mi się to niemożliwe, byłem pewien, że taka fuzja gatunków będzie brzmiała nieciekawie i sztucznie. Trafiłem jednak na Ms. Obsession i jej pierwszy album, zatytułowany “Lovely Fear”. Jak na debiut, wokalistka poradziła sobie bardzo dobrze, a co za tym idzie – podniosła sobie poprzeczkę niezwykle wysoko.

Ms. Obsession to pseudonim artystyczny 24-letniej wokalistki Aleksandry Warchoł. 8 czerwca tego roku ukazała się jej debiutancka płyta – “Lovely Fear” w dystrybucji Fonografiki. Jak wyznała, dla niej “najważniejszy jest klimat, który stara się malować za pomocą głosu czy efektów“. I trzeba przyznać, że to udało jej się w stu procentach. Już od pierwszego utworu, singla “Take It“, moje uszy dostały porządną dawkę prawdziwie electro-popowej atmosfery. Bardzo dobre brzmienia pojawiły się także w “Dedication to My Ex“, który zaintrygował mnie już samym tytułem. Najlepszą częścią numeru okazał się tekst, który dał mi wiele do myślenia w sprawach sercowo-miłosnych. W tle zabrzmiała przyjemna dla ucha melodia, dodająca całości jeszcze większej dramaturgii, emocjonalności.

Moją ulubioną propozycją Ms. Obsession z płyty jest utwór “Let Me“. Ponad trzyipółminutowy elektro-popowy kawałek ze świetnymi wstawkami spodobał mi się od pierwszego przesłuchania i to właśnie do niego wracałem najchętniej. W samych superlatywach opisałbym także jazzowo-soulowy numer “If You” z pięknymi dźwiękami fortepianu w tle oraz tytułowy utwór “Lovely Fear“, które dzięki trip hopowemu tłu, ciekawemu tekstowi oraz całej otoczce stworzył wyjątkową, nieco trance’ową atmosferę. Kolejna piosenka, “Principle“, z całą masą efektów dźwiękowych na wstępie (m.in. odgłosu niszczonego młotkiem dzwoniącego budzika czy śmiechu Warchoł) zachęciła mnie do słuchania i nie spowodowała, że miałem ochotę przełączyć dalej.

Zupełnie inne odczucia miałem podczas poznawania utworu “Faceless in the Crowd“, który (pomimo hipnotyzującego początku) z sekundy na sekundę stawał się coraz nudniejszy, nijaki. Największym mankamentem płyty okazał się jednak średnio ciekawie brzmiący akcent Ms. Obsession. Chociaż całość została stworzona na wysokim poziomie, zarówno muzycznie, jak i tekstowo, w śpiewaniu piosenkarki przeszkadzał mi polsko-brzmiący język angielski. Dlatego ogromnym plusem było zamieszczenie na albumie jednego polskojęzycznego utworu – “Harmonia Plus Chaos“. Sporym zaskoczeniem okazał się również gościnny udział Fokusa w numerze “Yes or No“, co wprowadziło rap do wydawnictwa. Najbardziej komercyjną propozycją od piosenkarki okazała się kompozycja “Allow Yourself to Love” zamykająca cały album.

Płyta “Lovely Fear” zaskoczyła. Nie tylko dlatego, że Ms. Obsession umieściła na niej tak dobry (jak na debiut) materiał, że została nagrana na wysokim poziomie oraz, że gościnnie pojawił się na niej Fokus. Album pokazał, że nie ma rzeczy niemożliwych i można stworzyć prawdziwe arcydzieło z połączenia electro-popu z soulem, przyprawiając to szczyptą trip hopu. Gdyby nie słabo brzmiący akcent Warchoł, byłaby to prawdziwa perełka na rynku. A tak, niestety, jest to zaledwie bardzo porządna, intrygująca płyta pozostawiająca pewien niesmak. Mam nadzieję, że wokalistka niebawem wyda kolejny album, tym razem z lepiej brzmiącym angielskim oraz jeszcze większą dawką świetnej muzyki.