Dwa lata po premierze “Breslau” muzyk zespołu Skalpel powraca z nowym albumem “Dream Logic”, nostagiczną wycieczką do lat 90-tych, złotej ery downtempo, headz music i trip-hopu.

Wydawnictwo „Dream Logic“ jest naturalnym krokiem w muzycznej historii muzyka Skalpela. Płyta przynosi sporo materiału łączącego jazzową wrażliwość z klubowym groovem, odmierzonych w doskonałych proporcjach. To także album, który szaleństwa wyobraźni poddaje rygorom studyjnej dyscypliny. Choć krążek otwiera kawałek przewrotnie zatytułowany „Kitsch Me To Dance“, zebrane przez Igora utwory od kiczu chroni jego doskonały zmysł kompozycyjny. Płyta tchnie bezpretensjonalnością i naturalnością pierwszych samplingowych zabaw.

W tym kontekście można tłumaczyc także jej tytuł , zaczerpnięty z teorii Freuda. „Dream Logic“ to powrót do czasów, gdy całe pokolenie nowobrzmieniowych twórców z dziecięcą radością stawiało swe pierwsze kroki w świecie dźwięków. A także przypomnienie emocji, jakie stwarza możliwość buszowania w nieskończonej bibliotece dźwięków. To przestrzeń nieograniczonych możliwości, pole nieokiełznanych igraszek artystycznej fantazji. Wrocławską przeszłość, którą pozwalał nam odkryć na „Breslau“ i „Last Party…“, często wypartą, przetasowaną i zremiksowaną licznymi przebudowami i reinterpretacjami wydarzeń historycznymi, zastąpiła tu czysta, fascynująca gra sennej wyobraźni. Jej dynamiczna logika porwie do tańca nawet najbardziej odpornych.

Tytuł krążka „Dream Logic“ doskonale pasuje do tego nieco szalonego muzycznego rajdu, podczas którego prowadzący za nic ma sobie wszelkie normy, granice gatunków, reguły stylistycznej poprawności. To właśnie dzięki takiemu, nieco anarchicznemu a zarazem „naiwnemu“, pełnemu świeżości i spontaniczności, podejściu do dźwiękowego materiału i tradycji, w latach 90-tych powstała nowa formuła symbolizowana przez nazwy takich wytwórni jak Ninja Tune, Warp Records, Mo’Wax, Ubiquity czy Pork Recordings.

Pokolenie debiutujących wówczas twórców dzięki reedycjom i, chwilę później, sieciowym archiwom na wylot poznało historię muzyki, od klasyków po największe, wcześniej dostępne tylko wtajemniczonym, rarytasy i dokonało własnego przeformułowania artystycznego kanonu. Materiał z przeszłości posłużył im jako punkt wyjścia, luźna inspiracja, a nie retro balast.

To wówczas swoje poważne muzyczne przygody zaczynał też Igor Pudło. Zamiast wcześniejszych płyt punkowych i nowofalowych, w jego bogatej płytowej kolekcji dominować zaczeły tytuły hiphopowe, dubowe, jazzowe, funkowe i masa krążków, których artystyczna wartość można by kwestionować, fascynujących jednak jako źrodło unikalnych sampli.

inf./fot. prasowe