Mapa dojazdu na stadion okazała się niepotrzebna. Na Life Festival w Oświęcimiu kierować się można było przy pomocy słuchu. Cel podróży wyznaczały dobiegające od godziny dziewiętnastej donośnie pienia rusałki występującej razem z zespołem Kroke.

Nimfa ta egzaltowana, zwana Anną, śpiewająca zawsze jakby „zza porannej mgły”, pretensjonalnie eksponująca swoją wrażliwość była wyraźnie nie w formie. To był zupełnie nie przekonujący występ Anny Marii Jopek. Bez wiary i pomysłu jak odnaleźć się w roli supportera na takim festiwalu.

Później długie oczekiwanie. Z lekką obawą czy z lekkiej mżawki nie zrobi się ulewa. Konferansjer prosi o cierpliwość i rozbudza wyobraźnię widowni – „za tą kurtyną właśnie, do występu przygotowuje się ponad 80 muzyków!”.

 I w pewnym momencie stało się. Ze sceny błysnął ogrom czerwonego światła i gigantyczna kurtyna zaczęła unosić się do góry. Zabrzmiała orkiestra. Pierwszy utwór nie zaskoczył – to „Heroes” Davida Bowiego otwierający wszystkie koncerty Gabriela z udziałem New Blood Orchestra.

 Dźwięki rozhulały się na całego. Orkiestra uderzyła naprawdę potężnie. Efektu dopełniały cztery telebimy rozstawione wokół sceny. Na nich zbliżenia i kolorowe animacje. Całkiem z gustem zresztą.

Brakowało tylko jednego. Niektórzy fani z niecierpliwieniem wołali – „Piotrek! Wychodźże!”. I nie mogło być inaczej… Najpierw widać było Gabrielową łepetynę, na której nie został już nawet jeden włos. Po chwili muzyk zbliżył się do widowni i gdy objawił się już w całej okazałości, rozległ się gigantyczny aplauz.

 Posypało się. Najpierw paranoiczny „Intruder”, dalej spokojniejszy „Secret World” i „Father, Son”. Ten ostatni dedykowany ojcu, który skończył przed dwoma tygodniami 100 lat.

Dużo Gabriel opowiadał. O prawach człowieka. Rewolucjach w północnej Afryce czy o młodym Apaczu, który zainspirował go historią o swojej inicjacji w dorosłość („San Jacinto”). Publikę zjednał sobie faktem, że całkiem sporo mówił po polsku. Dłuższe wypowiedzi tłumaczył zza kulis, nie kto inny, jak Piotr Kaczkowski.

Głos artysty zupełnie niepowtarzalny. Mimo upływu lat nie postarzał się nawet o odrobinę. To wciąż ta sama niezwykle frapująca barwa. Pozornie stłumiona, charakterystyczna, nieoczywista.

Na największe hity trzeba było poczekać na koniec koncertu, ale nie zabrakło – „Red Rain”, „Solsbury Hill”, “Biko” czy „Don’t Give Up”.

Był to koncert wyjątkowy. Rangę wydarzenia podnosi fakt, że to jeden z kilku zaledwie granych przez Gabriela w tym roku. Show wyreżyserowano doskonale w każdym calu, świetne wizualnie i z właściwym rozmachem.  A przede wszystkim – muzyka pierwszej próby.  

 Setlista:

 1. Heroes (David Bowie cover)
2. Intruder
3. Secret World
4. Father, Son
5. San Jacinto
6. Digging in the Dirt
7. Signal to Noise
8. Downside Up
9. The Rhythm of the Heat
10. Red Rain
11. Solsbury Hill
12. Biko
13. In Your Eyes
14. Don’t Give Up
15. The Nest That Sailed the Sky