Jazz po poetycku. Na dodatek trzynastozgłoskowcem. Marek Gaszyński, dziennikarz, autor piosenek i prezenter muzyczny proponuje czytać historię polskiego jazzu wierszem, odwołując się przy tym do stylistyki znanej z „Pana Tadeusza”.

Autor porwał się na nie lada wyzwanie. Bo miała być i historia powojennego jazzu jako takiego i przypadki młodego jazzmana Tadeusza, który wraca do kraju w 1946 po okresie londyńskiej emigracji. A to wszystko jeszcze pisane wierszem i to charakterystycznym trzynastozgłoskowcem i w całości (zawierające nawet elementy inwokacji) stylizowane na dzieło poety Mickiewicza. Miało być też oczywiście rzetelnie faktograficznie, a jednocześnie z fantazją i humorem.

Czasem jest tak – pomysł błyskotliwy, ale szwankuje wykonanie. I nie da się nawet wskazać momentu, w którym popełniono błąd decydujący o niepowodzeniu przedsięwzięcia. Nie wyszło i już. Najpiękniejsze pieśni to te, które nie zostały zaśpiewane. Pewne idee wydają się sięgać doskonałości, gdy pielęgnowane wewnątrz umysłu, a gdy wychodzą na światło dziennie padają przy pierwszej weryfikacji.

W efekcie końcowym otrzymujemy więc dziełko śmiesznie średnio, a napisane polszczyzną daleką od jakiejkolwiek wybitności. Nie sposób się oprzeć wrażeniu, że poszukiwanie odpowiedniego rymu dyktuje tutaj treść, a nie jak powinno być, czyli na odwrót. Co do rzetelności, to trudno mieć jakieś uwagi krytyczne, autor odrobił tu zadanie domowe.

W skrócie – miało być pięknie, z pompą i humorem, wyszła – ciekawostka. Można rzucić okiem.