Często zdarza się tak, że wszyscy omijają muzykę filmową. Niektórzy nie traktują jej poważnie, wręcz przeciwnie uważają, że ścieżka dźwiękowa z filmu rządzi się innymi prawami. Czy tak jest naprawdę? Według mnie nie, dlaczego… po pierwsze nie rozgranicza się muzyki filmowej od wszelkich innych „odłamów”. Wnosi ona tyle samo co jazz, klasyka, funk, hip-hop czy wiele innych. Dzisiaj każda superprodukcja posiada swój soundtrack, a filmy, do których powstały konkurują ze sobą o niejedną statuetkę na festiwalach filmowych. Po drugie muzyka filmowa kształtowała się na przestrzeni dziesięcioleci podobnie jak cała kinematografia. Filmy nieme zastąpiono filmami dźwiękowymi, czarno – białe zostały wyparte przez kolorowe, produkcje standardowe zostają wypierane przez filmy 3D. Podobnie jest z muzyką, która grana na żywo, została zastąpiona ścieżką dźwiękową, początkowo muzyka była dodatkiem.

Dzisiaj niekiedy muzyka filmowa przeważa wartość artystyczną filmu. Można wymieniać dziesiątki niezliczonych przykładów, zarówno tych dobrych, jak i tych złych. Niekiedy artysta wykonujący utwór przewodni, wypływa, bądź pogrąża swoją karierę. Niezapomniane pod każdym względem będą utwory „I Will Always Love You” Whitney Houston z filmu „Bodyguard”, ścieżka dźwiękowa do filmu „Dreamgirls” z kreacjami Jennifer Hudson, Beyonce.

Utworów można wymieniać naprawdę dużo, można pokusić się o stwierdzenie, że tyle samo ile powstaje filmów. Tylko czy ścieżki dźwiękowe do filmów są doceniane, uważane przez fanów jako kolejne wydawnictwo swojego idola. Wydaje mi się, że nie zawsze tak jak wspominałem wcześniej, jeżeli artysta osiąga sukces piosenką tytułową wszystko jest w porządku, na odwrót niekoniecznie. Wpływ na taki wynik ma nie tylko to czy utwór przypada słuchaczom do gustu, ale liczy się to czy film jest hitem czy „kitem”. Ja osobiście jestem fanem tego rodzaju muzyki. Czasami jest to forma odskoczni od twórczości, którą dany artysta wykonuje, a śpiewając utwór przewodni często musi sprawdzić się w nowej roli. Z „polskiego podwórka” niezapomniane wykonania takowych utworów to „Trudno kochać” Kayah i Goran Bregović  z filmu “Operacja Samum” czy muzyka Michała Lorenca m.in. do “Bandyty” i słynny dla mnie utwór „Mro Iło”, który jest połączeniem muzyki żydowskiej jak i bałkańskiej, która coraz bardziej staje się modna. Wielką pomyłką nazwałbym utwór „Die Another Day” Madonny do kolejnej części przygód Jamesa Bonda o takim samym tytule. W tym momencie kolejna część z serii Jamesa Bonda uświetni utwór tytułowy w wykonaniu Adele, czy to dobry pomysł? Czy wokalistka „takiego kalibru” powinna śpiewać do filmu o przygodach Agenta 007? Czemu nie, dla mnie będzie to kolejny hit, bo prawdą jest, że czego nie tknie się Adele, zamienia się w złoto.

Jakie jest Wasze zdanie na ten temat, muzyka filmowa zasługuje na uznanie? Macie swoich faworytów… a może powinniśmy na nią patrzeć trochę z boku, z innej perspektywy i nie doceniać artystów, którzy biorą udział w takich projektach? Dla mnie byłoby to dość krzywdzące, kiedy omijalibyśmy tak spory i jakże cenny dorobek artystyczny wielu wykonawców. Dzisiaj, aby zrobić dobry film, powinien on oprócz obsady, efektów wizualnych, zawierać bardzo dobrą muzykę. Świetnie w tych zestawieniach wypada muzyka do „Burlesque”, „Gladiatora”, „Lord of The Ring” z nieśmiertelnym utworem Enya „May It Be”. Ostatnio zaskoczeniem dla mnie był utwór Björk do filmu “Sucker Punch”, który został trochę podrasowany Polecam niebywałe odczucia, a klimat filmu wpływa na dość oryginalne odbieranie kawałka „Army of Me”. Czy dzisiaj brakuje takich ścieżek, które wywierają na Was wrażenie? Czy mamy się czym pochwalić z rodzimego podwórka? Będziemy wdzięczni za Wasze przemyślenia, sugestię i dyskusję. Tymczasem posłużę się dość popularnym sloganem filmowym nota bene z jednego z moich ulubionych filmów „Niech moc (muzyki) będzie z Wami”.