Chrapliwy głos, ciekawe kompozycję to tylko dwie z bardzo wielu zalet płyty Selah Sue. Mimo młodego wieku – w maju skończyła 22 lata, wie czego chcę i co chce grać – nie słychać ani nie widać tutaj eksperymentów wytwórni. Na albumie znalazło się 13 utworów zróżnicowanych stylistycznie. Nie ma tylko soulu czy r&b, są również elementy reggae. Mimo zróżnicowania płyta jako całość jest bardzo spójna.

Muzykę Selah Sue poznałem dużo przed wydaniem jej w naszym kraju. Przede wszystkim tak jak pisałem zachwyciła mnie głosem, jak zobaczyłem okładkę byłem już pewien, że będzie to świetna płyta. Nie będę opisywał wszystkich utworów po kolei, skupię się na dwóch, które oddają cały smaczek krążkowi. Zanim jednak to zrobię chciałem dodać, że w jednym utworze udziela się Cee-Lo Green – Please.

Pierwszym z nich jest This World, który zaczyna się bardzo spokojnie, jest gitara elektryczna, śpiewana opowieść prowadzona przez Sue. Mocne uderzenie zaczyna się na refrenie, kiedy wchodzą dęciaki. Ta moc nie spada, jest miarkowana, co daje fajny efekt, bo nie wiemy dokładnie czego się spodziewać. Drugim utworem jest Mommy – ballada przy gitarze akustycznej z lekkim tłem innych instrumentów. Taką Selah poznałem na YouTubie i miałem nadzieję, że taka będzie płyta. Miło, że się nie zawiodłem. Jak dla mnie najlepszy i najbardziej emocjonalny utwór na płycie.

Czekam z niecierpliwością na kolejne dokonania tej dziewczyny, bo niestety płyta przeszła u nas w kraju bez echa. Mam nadzieję, że historia lubi się powtarzać i w jej przypadku będzie jak z Adele w naszym kraju – dopiero druga płyta zostanie zauważona i doceniona.

Poniżej do odsłuchania i obejrzenia trzy utwory (Raggamuffin, Crazy Vibes, Black Part Love) z występu Selah Sue podczas Fnac Live Festival, który odbył się we Francji.

fot. Because Music