Napisanie recenzji płyty która gości na pierwszych miejscach list sprzedaży, i osiąga zawrotną popularność wśród fanów, nie jest łatwe. Zwłaszcza gdy płyta właśnie tobie (i chyba tylko tobie) się nie podoba. Tak właśnie jest z najnowszym krążkiem Jill.

A właściwie tak było. Od premiery The Light Of The Sune byłem niezadowolony i rozczarowany. Każda kolejna próba przesłuchania płyty kończyła się wciśnięciem przycisku stop gdzieś w połowie . Nie podobało mi się dosłownie nic. Dopiero któregoś późnego popołudnia, gdy wracałem do dom w przeraźliwe zatłoczony autobusie, nie mając jak się poruszyć i zmienić odtwarzanego w ipodzie albumu, wysłuchałem do końca co ma do powiedzenia Jill Scott. Moje nastawienie do tego albumu uległo nieznacznej poprawie, aczkolwiek wciąż nie potrafię zachwycać się tym wydawnictwem .

Jill Scott bardzo mnie zawiodła. Jest właścicielką niesamowitego głosu, którego tym razem nie wykorzystała w pełni. Powiedziałbym nawet że ledwie zbliżyła się do połowy swoich możliwości. Scott nagrała dobry, ale nie wykraczający poza przeciętną, album. Odnoszę też wrażenie że piosenkarka uznała w końcu niepodzielność władzy Erykah Badu, i żeby przypodobać się swojej królowej, troszkę od niej skopiowała, dosyć nieudolnie. Muzycznie też bez rewelacji. Wiele osób z pewnością za atut tego krążka uzna spokojny i stonowany nastrój, prawdziwe jazz sesion, mnie to jednak nie przekonuje. Brakuje na The Light… naprawdę wyrazistych kawałków. Początkowo najbardziej przypadły mi do gustu Shame i So In Love, utwory raczej z niższej półki niż te do których przywykliśmy w wykonaniu Scott. Teraz jednak w ucho najlepiej wpada Le BOOM Vent Suite i Hear My Call, które chyba najbardziej przypomina „starą” Jill. Natomiast All Cried Out Fresh w duecie z Doug E. i przegadane Some Other Time są dla mnie całkowicie niestrawne.

Możliwe że za taki stan rzeczy jest odpowiedzialny zbyt długi czas oczekiwania na ten krążek. Pierwsze pogłoski o nim pojawiły się przecież w minione wakacje. Moje projekcje na temat tej płyty sprawiły że apetyt przerósł możliwości kucharki. Jeśli wśród czytelników naszego portalu są osoby które jeszcze nie znają twórczości Jill Scott, mogą zdecydowanie i z czystym sumieniem pominąć TLOTS.