Olivia Dean wraca z nowym materiałem i zamiast gonić za trendami, proponuje płytę spokojną, ciepłą i pełną emocji. „The Art of Loving” to opowieść o miłości w wielu odsłonach – tej romantycznej, przyjacielskiej i tej skierowanej ku sobie samej. Artystka robi to z wyczuciem, bez nachalnego patosu, tworząc album, którego siła tkwi w prostocie i autentyczności.

Album ukazał się 26 września 2025 roku nakładem wytwórni Capitol i Polydor. Dean pracowała nad nim w przekształconym w studio domu w Hackney, co – jak sama podkreślała w wywiadach – pozwoliło jej stworzyć muzykę w atmosferze spokoju i prywatności. I to słychać. „The Art of Loving” jest jak rozmowa w cztery oczy: intymna, bezpośrednia, daleka od zgiełku wielkich produkcji.

Współproducentami płyty zostali m.in. Tobias Jesso Jr., Matt Hales i Leon Michels – nazwiska znane z pracy nad projektami, w których liczy się przede wszystkim piosenka, a nie popis techniczny. To podejście zdominowało cały album: aranżacje są starannie przemyślane, ale nigdy przesadzone; instrumenty akustyczne, chórki i smyczki pojawiają się tam, gdzie mają wzmocnić emocje, a nie przytłoczyć słuchacza.


Płyta trwa zaledwie 34 minuty, ale dzieje się tu sporo. Otwierające album „The Art of Loving (Intro)” to subtelne wprowadzenie w jego klimat – nieco melancholijne, ale z nutą nadziei. Zaraz po nim pojawia się „Nice to Each Other”, singiel, który szybko trafił na listy przebojów w Wielkiej Brytanii. To lekka, rytmiczna piosenka z przesłaniem: czasami w miłości wystarczy… być dla siebie nawzajem po prostu dobrzy.

W zupełnie inną stronę idzie „Man I Need” – energiczne, taneczne, trochę soulowe, ale z popowym pazurem. To jedna z tych piosenek, które z miejsca wciągają w refren, a przy tym opowiadają o relacji pełnej oczekiwań i emocji.

Z kolei „Loud” i „Close Up” to utwory bardziej refleksyjne. Dean nie boi się ciszy – w „Loud” to właśnie pauzy i momenty spokoju mówią najwięcej. „Close Up” brzmi jak rozmowa w kuchni późnym wieczorem: kameralna, szczera, intymna.

Nie można pominąć „Lady Lady”, piosenki o samopoznaniu i zmianie, w której delikatna aranżacja spotyka się z tekstem o akceptacji siebie. Całość zamyka „I’ve Seen It” – spokojna, trochę nostalgiczna, idealna na koniec tak osobistej podróży.


Dean pisze o miłości bez wielkich deklaracji i górnolotnych metafor. Jej teksty pełne są codziennych obrazów: rozmów, drobnych nieporozumień, chwil czułości czy momentów samotności. Dzięki temu brzmią prawdziwie – jak zapiski z prywatnego pamiętnika, które mimo swojej intymności trafiają do każdego, kto choć raz był w podobnej sytuacji.

Największą siłą płyty jest jej autentyczność. Dean nie próbuje zaskakiwać na siłę, nie stawia na efektowną produkcję ani radiowe schematy. Zamiast tego daje nam spójną, emocjonalną opowieść z pięknie wyważonym wokalem i aranżacjami, które wspierają teksty, a nie przykrywają je fajerwerkami.

Ale są i słabsze strony. Niektórzy mogą uznać, że momentami Dean gra zbyt bezpiecznie. Brakuje odważniejszych aranżacji czy eksperymentów, które mogłyby wprowadzić na płytę trochę nieprzewidywalności. Do tego krótki czas trwania – 34 minuty – zostawia lekki niedosyt.

„The Art of Loving” to płyta, która nie potrzebuje wielkich słów ani skandalu, by przyciągnąć uwagę. Olivia Dean proponuje muzykę pełną ciepła i refleksji, która brzmi jak rozmowa z przyjacielem, a nie jak zimny produkt przemysłu muzycznego.

Ocena płyty: