5 września 2025 roku Lizzo po raz kolejny zaskoczyła fanów, wypuszczając rozszerzoną wersję swojego letniego projektu „My Face Hurts from Smiling”. Nowa edycja, zatytułowana „My Face Still Hurts from Smiling”, liczy aż 22 utwory i jeszcze mocniej podkreśla jej powrót do rapowych korzeni.

Pierwsza wersja mixtape’u pojawiła się niespodziewanie pod koniec czerwca. Artystka przyznała, że materiał powstał w ekspresowym tempie — nagrania zajęły jej zaledwie trzy dni. Już od otwierającego numeru „CRASHOUT” słuchacz dostaje porcję surowej energii, mocnych wersów i niepodrabialnej charyzmy. Produkcją zajęli się m.in. Tay Keith, Zaytoven czy Ricky Reed, a wśród gościnnych artystek znalazły się Doja Cat i SZA.


Mixtape był świadomym odcięciem od perfekcyjnie dopracowanych, popowych singli, które w ostatnich latach wyniosły Lizzo na szczyt list przebojów. Tym razem postawiła na bezkompromisowy rap, trapowe bity i spontaniczny charakter.

Rozszerzone wydanie wprowadziło jeszcze więcej zabawy i ironii. Obok Doja Cat i SZA pojawili się nowi goście: Lil Jon oraz Tierra Whack. Album został podzielony na dwie części — jedna skupia się na żywiołowych kawałkach pełnych humoru, druga utrzymuje klimat surowego rapu i mocnych punchline’ów.

W nowych numerach Lizzo śmiało żongluje autoironią, tematami samoakceptacji i wizerunkiem scenicznym, dając jasno do zrozumienia, że nie zamierza cenzurować swojej twórczości.

Dla Lizzo mixtape stał się oddechem po trudnym okresie w życiu prywatnym i artystycznym. W wywiadach otwarcie mówi, że muzyka była dla niej ratunkiem w momentach depresji. Dzięki nowemu projektowi poczuła, że odzyskała wolność twórczą i przestała bać się szczerości.

Choć „My Face Still Hurts from Smiling” nie jest klasycznym albumem studyjnym, to pokazuje Lizzo w formie, której wielu fanów mogło się nie spodziewać — odważnej, nieprzewidywalnej i pełnej pasji. Teraz pozostaje czekać na zapowiadany krążek „Love in Real Life”, który ma ukazać się jeszcze w tym roku.