João de Sousa urodził się i wychował w Ermesinde, na przedmieściach Porto. Do Warszawy przybył po dwóch latach spędzonych w Londynie i 10 latach we Wrocławiu. Tam rozpoczął współpracę z lokalnymi muzykami, początkowo będąc częścią dynamicznej sceny punkowej. Z czasem zwrócił się ku bardziej akustycznym brzmieniom, współpracując z artystami z Polski – jak Andrzej Smolik, Mikromusic, czy Natalia Grosiak; z Argentyny jak Ariel Ramirez Tango Orquestra oraz z Kuby jak zespół José Torresa. Po nagraniu kilku płyt solowych, w 2024 roku, z okazji obchodów 50-lecia Rewolucji Kwietniowej i demokracji w Portugalii, zebrał międzynarodową grupę muzyków z Warszawy, aby nagrać nowy album upamiętniający życie i twórczość jednego z największych portugalskich pieśniarzy – José Afonso. Jego twórczość, rozciągająca się na cztery dekady, czerpie inspiracje z różnorodnych stylów, takich jak fado z Coimbry, pieśni protestu, eksperymenty dźwiękowe, rytmy afrykańskie i brazylijskie oraz folklory iberyjskie. Album zatytułowany po prostu „José Afonso” przynosi jednak dość nietypowe interpretacje jego utworów. O szczegółach ich realizacji Joao opowiedział mi w poniższej rozmowie.

Co było dla Ciebie tutaj ważniejsze? Część muzyczna czy część literacka?

Do części muzycznej podchodziłem detalicznie – do tematu melodii. José Afonso był samoukiem, tak jak ja, a do tego nie grał na żadnym instrumencie. Jak się analizuje te melodie, one są takie bardzo wdzięczne i można dużo z nimi robić. Bardzo często zwalniam grę, by zyskać trochę większy oddech. Natomiast jeśli chodzi o teksty – „Teresa Torga” czy „Milho Verde” są utworami folkowymi i mają bardzo różne interpretacje, a ja chciałem, żeby było bardziej łagodne. Poza tym używam tu gitary flamenco pierwszy raz ze strunami nylonowymi. Wcześniej grałem zawsze albo na gitarze elektrycznej albo akustycznej, czyli przy użyciu strun metalowych. Zależało mi, by każdy utwór miał tam swój czas, żeby się rozwijał powoli, jako kontrast dla współczesnego życia, które jest bardzo szybkie.

A może, a może to spowolnienie wynika po prostu z natury muzyki fado, bo ja słyszę tam elementy tego gatunku na tej płycie?

Na pewno. Te harmonie są wspólne dla muzyki iberyjskiej – można też je znaleźć w w folkowych melodiach w Hiszpanii, które z kolei przypominają folk brazylijski. Ale masz rację, bo José Afonso też śpiewał fado z Coimbra, które różni się od tego z Lizbony. Jego fado ma charakter powtarzalności.

Tyle, że nie gracie do końca muzyki iberyjskiej, bo pojawiają się na tej płycie wpływy z Izraela i Syrii, nadając element bliskowschodni. I właśnie o to chciałem Cię spytać – jak do piosenek wywodzących się stricte z Portugalii dołożyliście brzmienia  o zupełnie innym charakterze, wrażliwości, duchowości, tak odmiennym podejściu rytmicznym i harmonicznym?

To był twój pomysł od początku, żeby ich zaprosić. Z Noamem Zylberem już kiedyś grałem – zaprosił mnie, żeby grać z małą orkiestrą dancingową przedwojenne polskie przeboje. On lubi podejście ‘popowe’. A z kolei Adeb jest z perkusistą z Syrii.

Bazą do budowania kompozycji była moja gitara i bas, klarnet Michała Górczyńskiego. Wszyscy inni dołączyli później, a na końcu dochodził mój wokal. Słyszałem różne wersje, czy interpretacje utworów José Afonso, ale nigdy nie słyszałem, żeby były zrobione w taki sposób, ja nasz. Na przykład jeśli chodzi o „Teresa Torga”, to ja już grałem ten utwór wiele razy, ale w innym stylu – bardziej zbliżonym do oryginału. Teraz chciałem zrobić z nim coś innego. Podobnie było w przypadku „Maria Faia” czy „Canção de Medo” i tutaj długo szukałem sposobu na przedstawienie tych utworów inaczej, niż zwykle są grane.

José Afonso nagrał 16 płyt, a wy wybraliście raptem 8 utworów, czemu tak mało?

Jest ich mało, bo chciałem, żeby to były długie utwory. Na koncertach będziemy to rozwijać – tak, by była improwizacja. Cały czas był koncept, żeby to się rozwijało w swoim tempie i żeby to było bardzo filmowe. Mogłoby być więcej, niż te 8 utworów, ale wtedy ta płyta miałaby więcej, niż godzinę. A wracając do tekstów – chciałem, żeby to był przekrój jego twórczości. José pisał dużo o kobietach, co w tamtych czasach było niespotykane. Tematyka społeczna była dla niego ważna, natomiast czuł, że trzeba pisać też właśnie o kobietach, co czyniło z niego w jakimś stopniu prekursora wobec patriarchatu, ponieważ jego pokolenie nie było jeszcze uwrażliwione w tej kwestii.

Czas ma ‘winylowy’.

No to taki czas na winyl. Wydaje to Fortune, ale chyba nie będzie winyl. Mam za to piękny winyl nagrany z Bastardą wydany przez Audio Cave robił.

Gdzie będzie można was usłyszeć na żywo w najbliższym czasie?

Na pewno z tym składem będzie pierwszy koncert, który odbędzie wraz z premierą płyty, czyli 1 czerwca w SPATIF-ie. To jest już takie moje miejsce tu, w Warszawie.

Będziecie grali jakąś trasę?

Tak, ale wydaje mi się, że w drugiej część roku. Najpierw trzeba po prostu wydać tę płytę, a później z naszym menadżerem będziemy działać dalej – powoli, jak ta muzyka (śmiech).