Wokalistka, aranżerka i pianistka Maja Laura Jaryczewska postanowiła wziąć na warsztat Theloniousa Monka, by w septecie wykonać je w sposób otwarty, acz brawurowy. Zapis tych działań znalazł się na płycie „Monk, My Dear”, a o jej szczegółach liderka opowiedziała mi w poniższej rozmowie.
Co było przyczynkiem do nagrania płyty „Monk, My Dear”?
Pierwsza w kolejności przyczyna, to rzecz trywialna: musiałam zacząć się zastanawiać, co zagram na dyplomie na Wydziale Jazzu i Muzyki Estradowej Akademii Muzycznej w Gdańsku. No i chciałam, żeby to było „coś”. Lubię rzeczy mocne, konkretne. Dlatego zdecydowałam się, że będzie to większy, niż klasyczne trio, czy kwartet, skład instrumentalny – wymyśliłam sobie septet. Potem zaczęłam się zastanawiać co zagramy. Od razu przyszedł mi do głowy Monk, którego i tak grałam na każdym poprzednim egzaminie i którego utwory grałam przez cały czas. Bardzo kocham muzykę Monka, kocham samego Monka. Tak więc drugą przyczyną, ale tą główną, co powtarzam, była miłość. Zaczęłam aranżować utwory, zbierać skład i szybko okazało się, że nie mam już w swoim życiu miejsca na spędzanie czasu na uczelni. Miałam ciężki czas w życiu prywatnym i zdrowotnym. Chciałam grać i nagrywać i robić inne rzeczy. Uczelnia odpadła jako pierwsza, bo było mi tam coraz bardziej duszno i nieprzyjemnie. Niemniej szkoła przyczyniła się do powstania pomysłu na tę płytę. Była elementem drogi.
Dobór składu też pewnie nie jest bez znaczenia?
Przed myśleniem o aranżacjach było myślenie o ludziach. Będąc w Trójmieście zwróciło moją uwagę kilku muzyków, muzyków wszechstronnych, kreatywnych, potrafiących odnaleźć się w graniu free (to jest granie, w którym odnajdywałam się najlepiej i jest tak do dziś). Tutaj miejsce na anegdotkę: po którymś egzaminie Sławek Jaskułke, który mnie uczył, wyszedł do studentów, by rozmawiać o ocenach i powiedział: „Maja! Ty będziesz grać free!”. Zapadło mi to w pamięć. Wracając do muzyków, obok przymiotów, które wymieniłam, najważniejsze było dla mnie, żeby Ci instrumentaliści mieli coś do powiedzenia, coś co będzie mocne. Idąc tym tropem, z Trójmiasta udało mi się zaangażować Jakuba Klemensiewicza (na płycie saksofon barytonowy) oraz Krzysztofa Hadrycha (gitara elektryczna). Pozostali muzycy „zostali znalezieni” już w Warszawie i również są to osoby, o których mogę powiedzieć to wszystko, czego potrzebowałam, o czym marzyłam. Są to: Kamila Drabek (kontrabas), Teo Olter (perkusja), Dominik Strycharski (flety), Łukasz Korybalski (trąbka) i Krzysztof Kuśmierek (saksofon tenorowy).
Dałaś im wolną rękę w kwestii aranżacji i pomysłów na utwory Monka?
Miałam wszystko gotowe, gdy oficjalnie zaczęliśmy próby i chwilę później nagrania. Mówiąc „wszystko” mam na myśli dobór utworów, aranżacje, koncepcję. Wiele miesięcy powstawało to w mojej głowie, później sprawdzałam współbrzmienia w programie, pisałam. Zostawiłam jednak również sporo miejsca na grę otwartą, lub ćwierć-otwartą. Pewne rzeczy, (choć nie było ich w moim odczuciu wiele) też zmienialiśmy, uzupełnialiśmy, każdy dorzucił coś od siebie. Jakoś udało mi się wyobrazić sobie, znając to, jak grają poszczególni muzycy, jak to wszystko się ze sobą sklei. I stało się właściwie tak, jak to sobie wyobrażałam. A nawet piękniej.
To nie jest łatwy materiał. Wymaga sporej atencji i otwartości, nawet jeżeli zna się twórczość Monka. Takie było też Twoje odgórne założenie?
Nie było żadnych założeń, co do tego w jaki sposób określać to pod względem trudności w odbiorze, czy jeśli chodzi o cokolwiek innego co mogłoby się pojawić na linii muzyka-słuchacz. Prawie nigdy się nad takimi rzeczami nie zastanawiam, robię to tylko w projekcie Figger & Maja Laura. Tutaj chciałam, żeby muzyka była przystępna (co jest dla mnie dużym wyzwaniem mentalnym). W całej reszcie tego, co robię, daję sobie całkowitą wolność i robię to, co głęboko czuję. Jeśli już mam coś w sobie cenić, to cenię tę odwagę, która pozwala mi żyć w prawdzie. Wiem, że ta muzyka może być dla słuchacza skomplikowana. Ja wyrastam głównie z muzyki klasycznej, współczesnej; ukształtowały mnie harmonie Mortona Feldmana, czy Oliviera Messiaen’a. To jest też głównie muzyka, której słuchałam i słucham. Ona jest na piedestale, wpłynęła bardzo mocno na mój język. Myślę, że to właśnie słychać na tej płycie, że nie jest ona jazzowa per se.
No właśnie – ma otwartą formułę, mimo iż dominuje – co zrozumiałe – Twój fortepian
Jeszcze nie słyszałam takiej opinii, może to dlatego, że to oczywiste, a może jednak dlatego, że nie wszyscy tak sądzą. Ja nie chciałam się tu popisywać, bo tym w uprawianiu muzyki gardzę. Przeczytałam za to, że płyta jest super, ale do momentu, w którym gramy wszyscy. Bo kiedy gram sama „to nie jest to, co fani Monka chcą usłyszeć”.
Monk był nieszablonowym pianistą, co pozwalało mi się odnaleźć w różnych stylistykach. U Ciebie słyszę podobne inklinacje.
Wiele tego, co we mnie utożsamia się z Monkiem. Również na poziomie pozamuzycznym.
Na „Monk, My Dear” pojawiają się nawet elementy rockowe, czy może raczej – awangardowe. Mam na myśli np. to, co gra Krzysztof Hadrych w zamykającym „Straight, No Chaser”
Tak, myślę, że jest trochę rockowych elementów. Muzyka rockowa również jest jednym z filarów mojego „ja”. Poniosło mnie na inne wody, ale ten rock wraca, pojawia się w postaci innych sytuacji. Powraca kiedy tylko za nim trochę zatęsknię. Teraz wyszła płyta Oranżady – „Salto”, do której dograłam wokale. Cieszę się z tego jak dzieciak.
Odnoszę wrażenie, że równie dobrze moglibyście nagrać ciąg dalszy tej płyty.
Na pewno moglibyśmy. Wtedy będą to kompozycje moje i tylko moje, albo będą to utwory Wayne’a Shortera „po mojemu”. Kusi ten Shorter. Ale czy to się wydarzy, i kiedy, ciężko powiedzieć. Na razie chcę trochę jeszcze tego Monka pograć, celebrować.
Twórczość Shortera przełożysz na język klawiatury?
Pewnie nie będzie innej drogi.
Gdzie będzie można Was usłyszeć?
Bardzo trudno się rozmawia o tych koncertach, dużo nas, nie mam też ukonstytuowanej pozycji „na rynku”, obok inne projekty. Ale coś tam się powoli klaruje, będę o tym informować poprzez media społecznościowe. Natomiast 26 kwietnia w Pardon, To Tu odbędzie się koncert z okazji okrągłych urodzin Dominika Strycharskiego, będzie tam grała większość monkowego składu i zagramy coś z tego repertuaru. Zapraszam.