Szukając wyjątkowych, osobliwych artystów i albumów, które nie są stworzone jedynie z muzyki warto odwiedzić świat jaki tworzy Daniel Herskedal. W czerwcu wydał drugą część utworów przywołujących zimę i nie ma w tym nic dziwnego biorąc pod uwagę, iż pochodzi on z Norwegii, a całość nagrał w samym środku przyrody zamykając się na trzy tygodnie w kabinie pośród gór niedaleko Røros. Tak. W tym momencie powinna zapalić się lampka „uwaga, tu wydarzyło się coś niezwykłego”. „Call for winter II: Resonance” zostało wydane w lecie, ale u mnie nieprzerwanie wraca co parę tygodni na sam szczyt playlisty.


Pierwsza część „Call for Winter” ukazała się w 2020 kiedy to Daniel także uciekł w przyrodę i pustelnię, gdzie zsynchronizowany z zimnem Norwegii zarejestrował poszukiwanie samego siebie. Tym razem uciekł tam na dłużej i przygotował się bardziej. Wszystkie 11 kompozycji jego ósmej płyty w dyskografii są jak zawsze autorskie, pełne harmonii i delikatnej elektroniki. Najważniejsze są natomiast instrumenty dęte, a z nich przede wszystkim tuba i trąbka basowa. To one są całym sercem tego albumu. Herskedal wykorzystuje wszystkie możliwe proporcje i rozwiązania począwszy od tłumików, grania bez ustnika, a nierzadko na pełnym rezonie. Artysta w utworach nakłada na siebie wiele warstw, które przenikają się, współpracują w dialogu, kontrują, bądź też wypełniają całą przestrzeń. Przestrzeń to słowo klucz. Ogromna w tym zasługa miksu, który wydobył z nagrań wszystko to co wartościowe. Panuje pogłos, delay, panoramy utkały poszczególne tracki w takich regionach, że ma się wrażenie jakoby instrumenty otaczały z każdej strony. Jestem zachwycony jak łatwo porywają w swój świat i dają niesamowite poczucie realności. Swoją drogą obracając się w przeróżnych instrumentalnych albumach nie odnajduję równie osobliwego artysty jak On. Nie ma tu wiele spektakularnych jazzowych odnośników i krzywizn. Porusza się w bardzo bezpiecznych schematach, które wynikają także z samej charakterystyki basowych instrumentów dętych. Niemniej wkłada w swoją twórczość tyle siebie, że jest ekstremalnie unikatowy i dodatkowo wyrafinowany. 

Na swoim koncie ma mnóstwo czołowych nagród skandynawskiej branży muzycznej. Pierwsza część albumu „Call for Winter” zdobyła w 2020 roku Spellemann Award (norweski odpowiednik Grammy) za kompozytora roku. Jeśli ktoś mnie zapyta co dalej,  to Daniel ma tyle energii w swoich utworach, tyle emocji w nich zawartych, że spokojnie może także i tym razem dodać statuetkę do swojej kolekcji (a ma też jedną z 2014, 2018 i 2022 roku). Podziwiam go również za bycie zwykłym człowiekiem, mężem, ojcem, przyjacielem. Z tego jak prezentują go media, słuchając z nim wywiadów i patrząc jakie treści wrzuca na swoje social media wydaje się być bardzo wartościowym, skromnym i wrażliwym Facetem. Dla mnie jest to niezwykle istotne, aby Artysta prezentował nie tylko piękno i charyzmę w swojej twórczości, ale także potrafił przełożyć je na życie codzienne udowadniając, że bycie inspiracją nie kończy się tylko na swoich dziełach. A jeśli o nie chodzi to „Call for Winter II: Resonsnce” jest albumem kompletnym i tak wielkim, że aż tęskno mi za nim gdy go nie słyszę. 

Ocena płyty: