O Cyrille Aimée nie sposób było nie słyszeć skoro na swoim koncie ma takie osiągnięcia jak wygranie Montreux Jazz Festival Competition w 2007, została finalistką Thelonious Monk International Jazz Competition w 2010, a w 2012 wygrała Sarah Vaughan International Jazz Vocal Competition. Ta francuska wokalistka, w krwi której płynie także dominikańska energia od swojego debiutu w 2009 roku nagrała już kilkanaście albumów w tym sporo jako zapisy live, co mnie osobiście bardzo przekonuje, że jest ona pełnoprawną artystką. W tym roku świętuje swoje 40 urodziny co podparte zostało jak dla mnie jedną z najlepszych płyt w jej dorobku. „Á Fleur De Peau” wydane w marcu przypomina, że nie na daremne Cyrille była przecież także nominowana do Grammy.
Pierwsze co zachwyca to jej naturalny, lekki, nieco z przydechem brzmiący wokal. To on jest tutaj mistrzem ceremonii i gospodarzem. Miękki, delikatny ale także wciągający w swój ekosystem, który rozkwita przepiękną paletą barw. Uzależniony jestem od wokali, które od początku słychać, że są jakieś. Cyrille barwę ma daną z natury, ale to jak nim czaruje wypracowała sama i to w sposób fenomenalny. Jeśli macie tylko chwilę aby zapoznać się z jej najnowszą płytą to polecam utwór „For the love of you”, po którym z pewnością spędzicie już dużo więcej czasu na słuchaniu tego albumu. Jest on przyjemny w swoim jazzowym charakterze, który często przeplata się z soulem i melodyjnym popem dając mu niezwykle przyjemny charakter. Mnie najbardziej jednak przekonuje do niego to, że przedstawione w nim utwory są opowieściami. Ma się wrażenie jakby nie było to tylko słuchanie muzyki, ale także przygoda poprzez interpretacje liderki. Sama opowiada, że zawarła w nich własne przeżycia. Zarówno te dobre jak i trudne.
Co skoczniejsze pozycje jak „Beautiful way”, wspomniane „For the love of you” czy „Here” są uśmiechniętymi przerywnikami w tym przygodowym świecie „Á Fleur De Peau”. Akustyczny, pastelowy klimat tworzą tu takie perełki jak „Inside and out”, „Back to you”, „Ma préférence”, a całości dopełniają minimalistyczne, intymne „Feel that I feel” i wieńczące całość „Historia de amor”. Z początku lekko rozpraszała mnie multi-językowość piosenek, które są po angielsku, hiszpańsku i francusku, ale szybko przeobraziłem moje rozterki w atuty Cyrille Aimée. W każdym języku brzmi ona bowiem tak samo wspaniale. Wspierający ją muzycy grający m.in. na trąbce, puzonie, rogu, oraz analogowe przestrzenie producenta Jake’a Sherman’a to idealny zestaw na sukces tej płyty. Słucham jej od kilku miesięcy wracając w momentach gdy jestem przeładowany światem i za każdym razem daje ona radę przenieść mnie w swój magiczny świat. Uważam, że to niebywała zdolność i moc Cyrille jak i muzyki, która ma tyle samo niesamowitych możliwości.