W marcu 2024 roku świętowaliśmy setną rocznicę urodzin Sarah Vaughan. Jest ona jedną z pionierek wokalnego jazzu, która utorowała miejsce kolejnym znakomitym wokalistkom, a przez 50 lat swojej kariery nagrała ponad 60 albumów. Dzisiaj jest idolką wielu w tym Zary McFarlane, która swoją drogę jako artystka i wokalistka łączy właśnie z miłością do twórczości Vaughan. Nie mogło stać się inaczej, jak uhonorowanie swojej inspiratorki intencjonalnym albumem z jej piosenkami. Tak powstał album „Sweet Whispers: Celebrating Sarah Vaughan” będący piątą płytą w dorobku liderki brytyjskiego, wokalnego jazzu. 

Zara wybrała 10 utworów z pogranicza początków i końca kariery Sarah Vaughan, a w realizacji muzycznej pomógł jej Giacomo Smith, będący także klarnecistą i saksofonistą na tej kompilacji. Wybrzmiewają tu dobrze znane evergreeny takie jak „Tenderly”, „September song” czy „Stardust”, a całości dopełnia autorska kompozycja Zary i Giacomo, tytułowe „Sweet Whispers”. Co ciekawe, a dla mnie bardzo istotne ten album został nagrany analogowo i w zamyśle pretendował na album live. Weszli do studia, włączyli mikrofony i zaczęli nagrywać. Jak za dawnych lat, gdzie bez cyfrowej pomocy łatwiej było zweryfikować kto umie a kto nie. Miałem ogromny przywilej usłyszeć całego „Sweet Whispers: Celebrating Sarah Vaughan” na przedpremierowym koncercie w filharmonii luksemburskiej z udziałem ogromnej, rewelacyjnej orkiestry, której to na tym albumie brak. Miałem małe obawy, czy po tak zniewalającym odruchu będę mógł przełożyć te emocjonalne piosenki na odbiór nagrań z bandem. Jest co prawda mniej przestrzennie, ale nie mogę powiedzieć, że brakuje mi w tych nagraniach autentyczności i miłości do Sarah jaką Zara przedstawiła na żywo. Co więcej, album ten leży ciągle obok odtwarzacza i nadal nie mam poczucia nasycenia. 


Giacomo do londyńskiego Durham Studios zaprosił muzyków najwyższych lotów: Joe Webb (fortepian), Ferg Ireland (kontrabas), Jas Kayser (perkusja), Marlon Hibbert (steel pan) i Gabriella Swallow (wiolonczela). To oni są w równoważnej skali odpowiedzialni za sukces tego albumu. Sukces ten ma kolory jedności jako zespół, w którym to liderem z pewnością jest wokal, ale także klarnet. Byłoby ich jednak mało bez całego tła muzycznego, które nie siłuje się na nowoczesne aranżacje. Te 11 utworów (w tym jedno interlude do muzyki Dizzy Gillespiego, do którego Zara dorobiła tekst) jest pełnym poszanowaniem dorobku Sarah Vaughan, która wykreowała Zarę McFarlane jako artystkę. Warto zwrócić uwagę na klawiszowe wstawki niejednokrotnie dające poczucie przeniesienia w lata 50/60. Wartym pochwalenia jest także perkusja, która znakomicie idzie tropem fortepianu i będąc rewelacyjnie zbilansowaną i zmiksowaną. 

McFarlane przypomina swoim nowym albumem znakomitą wokalistkę, jaką była i niezmiennie pozostaje Sarah Vaughan. Zara nie jest jednak odtwórczynią dobrze znanych melodii i zakorzenionych jazzowych fraz co za tym idzie „Sweet Whispers: Celebrating Sarah Vaughan” solidnie wpisuje się z jej dyskografię jako pełnoprawny autorski album. Celowo to zaznaczam, gdyż bywają coverowe albumy znanych artystów, które nikną przy tych autorskich. Tutaj absolutnie nie ma takie możliwości. Zara jest cały czas na szczycie jazzowego wokalu na wyspach, a Sarah właśnie jej w tym pomogła. Warto poświęcić czas dla tej płyty.

Ocena płyty: