W całym naszym natłoku spraw, emocji i warstw często szukamy odskoczni, aby na chwile, albo na dłużej zatrzymać czas. Taką właśnie odskocznię proponuje Łukasz Borowicki ze swoim szóstym albumem, „Rituals”. Jest to dalszy ciąg spełniania indywidualnych potrzeb artystycznych, które rozpoczął albumem „Birds” w 2022 roku. Najnowszy album, wydany 7 listopada zeszłego roku w całości stworzony jest przez Borowickiego, który nagrał zarówno gitarę akustyczną, elektryczną, basową jak i dopełnił tła delikatnymi syntezatorami. Zamysł albumu był jeden i to właśnie mnie najbardziej przekonało, aby chwycić za projekt „Rituals”: „im mniej bodźców, tym większe skupienie na tych, które są obecne”.
Osiem kompozycji, które powstały na ten album nie zostały stworzone w świadomie techniczny sposób. Mieszkając w Danii Łukasz Borowicki przynależał do jazzowej społeczności, która z wielu względów, także przez pandemię uległa chwilowemu zastopowaniu, co poskutkowało większym skupieniem nad własnymi poszukiwaniami. Powstał wtedy pełen minimalizmu „Birds”, który teraz dopełnia „Rituals”. Usłyszeć można na nim improwizacje powstałe bez papierowych czy komputerowych zapisów mających na celu dopracowywanie teoretycznych form. W większości są to refleksyjne motywy delikatnych harmonii. Nie zakłócają, nie determinują zbędnych poruszeń, po prostu cieszą prezentując wspomnianą odskocznię. Tak oto „Air”, „Touch” czy „Forgivness” z pewnością przekalkulują rozpędzony czas w chwilową pauzę, a lekko rozrywkowe „Intuition” nie raz odezwie się ponownie w głowie. Są także dwie bardziej dosadne kompozycje, „Alchemist” oraz „Ritual Z”, które nieco ciemniejszymi barwami prowokują, aby nie był to tylko „soft” album. Tytułowy numer sprowadza wszystko do melancholijnej konkluzji, która zostaje otwarta w zakończeniu dając odbiorcy ogromne pole własnej interpretacji.
Nie jest to może album na wszelkiego rodzaju codzienne aktywności, ale ma jedną zasadniczą wartość. Jest bardzo wrażliwy na to co pomiędzy. Jest to forma wyrazu sztuki, która nie narzuca, a podpowiada i jednocześnie opowiada. Wielu znajdzie w niej zupełnie inne kolory, bo każdy ma przecież inne rytuały. Łukasz Borowicki zaprasza do swojego świata, który zamiast skarbów ze złotem, diamentami i ogromem fantazji zawiera jasne i ciepłe przestrzenie. Dla mnie fenomenalny pod względem spójnego charakteru fal i prawdziwie artystycznego kunsztu. Bogaty w „międzydźwięki”, które lubię najbardziej.