Jest tak mało nowych, ciekawie śpiewających mężczyzn w obecnym świecie jazzowym, że bardzo dobrze, że pojawia się właśnie ktoś, kto może nieźle namieszać. Co prawda nie jest nowicjuszem, bo ma na swoim koncie album „Passangers” z 2018 roku jednakże po tak długiej przerwie można przyjąć, że jest to stawanie się od nowa. Henk Kraaijeveld i jego najnowsza płyta „Patches of sky” to jak mówi sam artysta: „opowieść o tajemnicach i paradoksach ludzkiej natury i życia”. Szczerze przyznam, że nie rozgryzłbym tej sentencji w jego muzyce, bo przedkłada się nad nią luz i wokalna swoboda, którą Henk prezentuje. I właśnie na tym warto się skupić, bo tak jak mało jest dobrze śpiewających mężczyzn w jazzie, tak samo ci co robią to dobrze nie zawsze idą w parze z dobrym materiałem. „Patches of sky” ma i jedno i drugie. A nawet trzecie, czyli znakomicie zgranych z nim muzyków. 


Henk ma w swoim śpiewaniu lekkość Sinatry, ale ambicję Kurta Ellinga. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości, a myślę, że są to najlepsze rekomendacje. Na ogromną uwagę zasługują wokalne harmonie, które Kraaijeveld wygenerował z jakże słyszalnej przyjemności i satysfakcji. Warto też zatrzymać się na współpracy wokalu z saksofonem, którą jakże trafnie zrealizowano w „Pateince (there’s a time)”. Od razu trzeba także powiedzieć, że ten drugi album w dorobku artysty jest w 100% nastawiony na jazz. Zarówno wokalny, co cechuje zgrabne lawirowanie we frazach, jak i instrumentalny za co odpowiada piątka znajdujących się tutaj muzyków. Daan Herweg na pianinie współodpowiada autorsko za pięć z jedenastu utworów, Tobias Nijboer na kontrabasie (proszę klaskać solówce w „Long Road”), Roberto Pistolesi na perkusji oraz znacząco ubogacający ten nagrany materiał Paul van der Feen na saksofonach i klarnecie. Za całą produkcję odpowiada lider, czyli Kraaijeveld i jest on autorem większości słyszanych tu piosenek. 

Album zawiera także trzy reinterpretacje oraz jedną zaskakującą perełkę, o której za chwilę. Wokalista pokusił się na cover Milesa Davisa ”Milestones” z tekstem M. Murphiego, a także za „Please to beNicka Drake’a oraz „Après un rêveFauré i Bussine. Jednak to „Adam’s apple” z repertuaru Wayne’a Shorter’a robi furorę, gdyż wokalista dopisał do lini saksofonu własny tekst co sam opowiada, że „stało się nieco filozoficzną historią, ale tytuł to przecież wymuszał”, a na jego interpretację miał chęć od wielu już lat. To także pokazuje z jaką pasją i uczuciem Henk podchodzi do tworzenia i śpiewania. Mnie nieustannie urzeka wspomniana lekkość i wszechobecny ton spełnienia. „Patches of sky” wynika z potrzeby dzielenia się swoimi emocjami i rozkwitającym artyzmem, co ostatnio mam przywilej coraz częściej odnajdywać w nowo powstałych projektach. Bardzo to cieszy. Tak samo cieszy ciekawa forma kompozycji i niesłychanie rozbudowane linie wokalu jak chociażby w „Commonly unique individual caualness” lub „Way to go”, które mają w sobie lekki posmak piosenki musicalowej. W „Milestones” wszelkie podobieństwa do Take 6 i celebracji harmonii wokalnych bardzo pożądane. 

Ten niebieskooki, niderlandzki wokalista, artysta, tekściarz, kompozytor, producent… ależ sobie funkcji wybrał, jest z pewnością bardzo jasnym punktem na dzisiejszej mapie jazzu w Europie. Fajnym jest, że nie idzie za czyimś sukcesem, tylko tworzy i działa po swojemu. Tym fajniejsze, że ZenneZ Records dało mu tę możliwość i mam ogromną nadzieję, że pomogą Henkowi przedostać się przez mury promocyjnych cieni, aby ten album dotarł do jak największej ilości odbiorców. Podczas odsłuchu zatrzymajcie się na na chwile przy „Saidjah’s song” i odkryjcie zarówno emocjonalny wokal, znakomitą aranżację z bogactwem improwizacji w tle, ale najbardziej to przepiękną i trudną opowieść, która jak dla mnie zasługuje na dodatkowe brawa. Szukając ambitnego, wrażliwego i nieszablonowego wokalnego jazzu nie można pominąć tej płyty. 

Ocena płyty: