„Skąd Klood?”. Tak zaczyna się muzyczna przygoda Franciszka Raczkowskiego zaprezentowana na jego najnowszym albumie „Klood”. Tytuł przedstawia imię jednego z przedstawicieli impresjonizmu żyjącego i działającego na przełomie XIX i XX wieku. Claude Debussy słynął z tego, że lubił improwizować na rozstrojonych instrumentach, aby dodać im więcej „życia”. Intrygujące? Ekscentryczne? Nowatorskie? Pewnie wszystkiego po trochu. Dlatego też Raczkowski postanowił wspomnieć tego improwizatora poświęcając mu własną sztukę. Nie byłem pewny czego się spodziewać, ani jaki obrać kierunek w przygotowaniu się do odbioru tego wydawnictwa. Autora znam wszak z bardziej współczesnych projektów jak choćby jego Franciszek Raczkowski Trio (2015), Fallow Dices (2018) oraz jednej z moich ulubionych płyt jakie mam na półce czyli „Duo” (2018) nagranej ze skrzypkiem Mikołajem Kostką. Poprzeczka została postawiona wysoko, ale postanowiłem nie wspominać tego co było i skupić się na tym kim jest i co ma w swoim artystycznym wnętrzu teraźniejszy Raczkowski.

Okazało się, że jest to podejście idealne. „Klood” jest bowiem albumem totalnie innym od tego co pianista przedstawił do tej pory. Wszystkie kompozycje są oczywiście autorstwa Franciszka, a nagrał je w sposób wyjątkowo szczery i naturalny. Materiał w większości zarejestrowany został w warunkach pozastudyjnych więc wszelkie trzaski, młotkowania i pozamuzyczne szmery są zamierzone i jakże pożądane. Tylko trzy z jedenastu utworów zostały „dla kontrastu” ulepione w studio. Wyszła z tego ekspresyjna i bardzo emocjonalna porcja dźwięków, które tworzą jedną tkaninę pofałdowaną w wielu miejscach. Owe niedoskonałości, niedostrojenia i rzeczywiste kolory są jak dla mnie ogromnym skarbem, o których wielu dziś zapomina. Dodajmy do tego wrażliwość i pełnię profesjonalizmu technicznego, a otrzymujemy to co lubię w muzyce najbardziej. Sztukę. Zmienia to kategorie w jakich postrzegam dany „produkt”. Nie jest to już kolejna znakomita płyta jaka znajdzie swoje miejsce na półce, ale staje się żyjącym tworem, który opowiada swoją historię za każdym razem kiedy postanowię się z nią spotkać. Niesamowite jak bardzo muzyka, te kilka sklejonych ze sobą dźwięków potrafi zainicjować sklejanie emocji.
Klasyka, jazz, modern… to wszystko miesza się na „Klood” w sposób absolutnie nielinearny. Ukazuje Franciszka Raczkowskiego jako artystę niekonwencjonalnego i niekategoryzowanego co dodaje mu większej wartości i charakteru. Bardzo szanuję i cenię takie projekty. Jest to co prawda projekt dla tych co to szukają w muzyce nie tylko ciekawości, rozrywki, ale przede wszystkim emocji. Ten album w ich postrzeganiu okaże się wielkim spełnieniem. Przygotować trzeba się na ekstrawertyczne improwizacje, wiele dysonansów i niekoniecznie konkluzywne zakończenia dające z kolei wolność interpretacyjną słuchaczowi. Mnie to bardzo rusza, pobudza i poszerza perspektywę, która w muzyce tak naprawdę nie ma utartych granic. Dlatego też tak wspaniała jest ta płyta. Odsłuchać i zakupić można ją na platformie Bandcamp.