Mam bardzo wyraźny stosunek do coverów. Uważam, że sięgając po czyiś repertuar powinno to być zrobione ambitnie i uczciwie. Inaczej jest to pójście na łatwiznę bez pomysłu na samego siebie. Pomijam etap fascynacji i wzorowania się cudzym materiałem w celach czysto edukacyjnych. Dojrzali artyści z własnym dorobkiem sięgając bo covery są dla mnie nie lada wyzwaniem. Mój dobry kolega podsyłając mi jazzowe nowości, które mógłbym ominąć podrzucił mi album „Play Blue” francuskiej wokalistki Cecil L. Recchia. Pierwsze wrażenie odesłało ją na dalszą pozycję listy oczekujących do odsłuchu, ale gdy chwyciłem po nią kolejny raz to bardziej się przygotowałem. Kim jest, co robi i czym jest „Play Blue”? Zrobiło być ciekawie.


Zacznijmy od tego cóż to jest za płyta. Otóż jest to kompilacja znanych jazzowych standardów. Założeniem było sięgnąć po adeptów wytwórni Blue Note, z których wybrano m.in. Herbie Hancocka, Art Blakey’a czy Wayne Shorter’a. Tak tak, kompilacja instrumentalnych utworów… do których Cecil dopisała teksty. Tutaj właśnie wiedziałem, że nie jest to album tylko coverowy. Doskonały pomysł wykorzystania tego co stworzone w połączeniu z współczesnym wokalem, a wszystko to odnosząc się do własnych odczuć jako artystka. Nie jest to pierwsza tego typu płyta Cecil. Poprzednie dwie miały za zadanie połączyć własne teksty z bluesowymi standardami („The Gumbo”) oraz utworami Ahmad Jamala („Songs of the tree”). Zespół muzyków, który nagrywa i koncertuje z Rechcią pracuje z nią od przeszło 5 lat. Malo Mazurié na trąbce, Noé Huchard na pianinie, Raphaël Dever na kontrabasie, César Poirier na saksofonie tenorowym oraz David Grébil jako perkusista, który odpowiedzialny jest za aranżacje dzieląc się jedynie z Mazurié aranżującym dęciaki. Wokalnie jest zgrabnie i miło. Recchia ma klasycznie jazzową technikę nie wykraczającą poza dotychczas znane nam wokalistki, ale brak jej dreszczyku i odrobiny charyzmy, aby skupić uwagę tylko na niej. Częściej podziwiam solo fortepianu, bogatą linię basu czy fajnie zaaranżowane harmonie na trąbce. Gdybym miał wybrać, które utwory są moimi ulubionymi to zdecydowanie pada na „The Sidewinder”, „True Blue” oraz „Soulville”.

Chociaż nie będzie to moja ulubiona płyta mainstreamowego, wokalnego jazzu to zapewne będzie jedną z tych charakterystycznych w dobrej koncepcji, którą zapamiętam i do której będę czasami wracać. Tak bowiem powinna według mnie wyglądać płyta z coverami. Twórczo! Tym właśnie Cecil L. Recchia mnie zdobyła. Doskonały pomysł, znakomita muzyka, ciekawe aranżacje i dobry wokal. „Play Blue” będzie idealne gdy wpadną do Was goście, albo gdy macie ochotę posiedzieć w dobrym nastroju. Za tytułem bowiem nie kryją się ciężkie nostalgie. Wręcz przeciwnie. Energia swingu, jazzu i bebopu ma wielką moc. 

Ocena płyty: