Jeśli przegapiliście jej najnowszy singiel „Przez przypadki” nagrany z udziałem Rosalie., to powinniście nadrobić zaległości. Paula Roma to obecnie jeden z najciekawszych polskich głosów we współczesnym R&B i soulu.
Czy można powiedzieć o Tobie „soulowa wokalistka miejskiej elektroniki”? Jak Ty widzisz swoje miejsce w muzyce?
Te określenia, nazwy, próby podziału gatunkowego często są potrzebne, ponieważ porządkują wiele rzeczy, ale nie jestem pewna, czy da się uporządkować ostatecznie coś, co jest czymś ulotnym, często zmieszanym, zbudowanym z wielu składników.
Słyszałam już wiele określeń na muzykę, która tworzę, sama często z rozpędu nadaje jej jakąś nazwę typu „fuzja alternatywnego popu”, ale czy to nie jest już grafomaństwo? Myślę, że granica nazywania muzyki jest bardzo cienka, płynna. Czy Jestem wokalistką soulową? W jakiejś części na pewno. Czy jest coś w tej muzyce elektronicznego? W kilku numerach są elektroniczne bity, ale nie nazwała bym swojej muzyki elektroniczną.
Moje miejsce w muzyce jest tam, gdzie sama sobie zbuduję przestrzeń, zarówno w spokojnych balladach jak i letnich piosenkach (które mam zamiar od czasu do czasu wypuszczać)
Myślę, że moje miejsce jest po prostu w studio nagraniowym, a co dalej dzieje się z powstałą muzyką, to osobna historia
Twoja EP-ka „Cześć, tu PAULA ROMA”, odniosła sukces. Czujesz z tego powodu satysfakcję czy tylko artystyczną presję?
Dziękuję za Twoją opinię. Czuję i jedno i drugie, i to absolutnie cała sobą. Satysfakcję, ponieważ decydując się na samodzielne wydanie EPki ogromnie zaskoczyła mnie ilość pracy, jaką trzeba było włożyć w wydanie albumu i cieszę się, że podołałam temu wyzwaniu.
A presję również delikatnie czuję i nie umiem się od niej uwolnić, aczkolwiek wciąż nad tym pracuję.
Presja często jest wynikiem jakichś nacisków. W moim przypadku, jedyną osobą, która robi naciski na mnie, jestem ja sama.
Presja miesza się trochę z motywacją. Jeśli oficjalnie media piszą” „nadzieja polskiej muzyki”, to faktycznie można poczuć małe ciśnienie, czyż nie?
Wydaje mi się, że to co odczuwam, to większy głód, wewnętrzne silne pragnienie bycia lepszą wokalistką i kompozytorką.
Czy po wydaniu najnowszego singla „Przez przypadki” pomyślałaś sobie: „Dzięki Bogu, już po wszystkim”, czy miałabyś ochotę jeszcze ponagrywać?
Po wydaniu mojego singla „Przez przypadki” czułam, że wyjście takim „trudniejszym” alternatywnym singlem zaznacza trochę moją przestrzeń w muzyce, o którą wcześniej pytałeś. To był duży krok, po którym nastąpił mocniejszy odzew niż przy „Uziemieniu”, co jeszcze bardziej upewniło mnie w wyborze alternatywnych singli.
Czułam również, że chciałabym wydawać szybciej i więcej.
Zaczynam się również przyzwyczajać do tego, że przy wydaniu każdego singla, 3-4 tygodnie jest wyrwanych z życia.
Do nagrania utworu zaprosiłaś Rosalie. To nie mógł być wybór przypadkowy.
Rosalie. i moje „Przypadki” to absolutnie nieprzypadkowy wybór.
Pamiętam, kiedy napisałam ten numer i zostawiłam „dziurę” na 2 zwrotkę. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się, żebym pomyślała „o, tu mógłby być jakiś wyjątkowy inny glos”.
Do tej pory, kiedy spotykałam pomysły czy propozycje duetów, to mówiłam „nie teraz” lub „nie do tego utworu”. Jakoś nie czułam, że mogę wpuścić kogoś do mojej bardzo intymnej przestrzeni muzycznej.
Przy utworze „Przez przypadki” poczułam, że chcę, by ta historia opowiedziana została również innym, jasnym głosem Rosalie.
Wielkim komplementem dla mnie jest to, że Rosalie, zgodziła się na ten duet. Dzięki jej udziałowi ta miłosna historia nabrała więcej barw.
Twoja twórczość – piosenka po piosence – to idealny przewodnik po kolejnych etapach dojrzewania miłości. Co, z punktu widzenia artystki, znaczy dla ciebie być w dobrej, mądrej i pięknej relacji?
Trudne pytanie. Według mnie odpowiedź kryje się w sensie, jakiejś drodze do wewnętrznych cząstek.
Moja relacja zaczęła być zdrowa, kiedy zaczęłam od relacji z samą sobą.
Bycie w relacji to nieustanna praca, to oddanie, szacunek, zrozumienie, ale też często smutek, nieporozumienia czy złość. To pozwolenie sobie na błędy i na rozwój. To wolność.
Bliskość jest dla mnie skarbnicą inspiracji, wartkim nurtem emocji, z którego można czerpać.
Ktoś powiedział mi niedawno, że miłość odkrywa się stąpając nie po płatkach róż, ale po cierniach. Zgodzisz się z tym?
Nie jestem aż takim ekspertem od miłości, ale znam wiele ładnych sentencji (śmiech).
Na poważnie, oczywiście każda relacja ma własna historię, własne ciernie i pragnienia. To mnie w miłości fascynuje – inność.
Zależy ci na sukcesie komercyjnym czy na autentycznym odbiorze mniejszego grona?
Na pierwszym miejscu stawiam absolutnie autentyczność, czyli prawdę.
Bez tego nie da się być szczerym w przekazie, co za tym idzie, odbiorcy nie uwierzą w twoją historię, czyli wszystko nie miałoby wtedy dla mnie sensu.
Oczywiście są na rynku czysto marketingowe produkty – ale ja nigdy nie chciałam takim być i trzymam się tego konsekwentnie.
Gdybym powiedziała, że nie zależy mi na „komercyjnym sukcesie”, to również bym skłamała. Pytanie, co przez to rozumiemy? Czym dla każdego z osobna jest taki sukces? Chciałabym dotrzeć do szerszego grona odbiorców, ale nie za wszelką cenę i nie na siłę.
Moim marzeniem jest to, by moja muzyka docierała do ludzi wrażliwych i dotykała ich gdzieś głęboko. To mi wystarczy i to uznaję za muzyczny sukces.
Myślę również, że da się pogodzić te dwie rzeczy, o które pytasz. Da się zrobić mądrą, wrażliwą muzykę i odnieść „komercyjny” sukces. Jest na naszym rodzimym rynku kilka takich pięknych przykładów. Czy będzie mi to kiedyś dane? Tego nie wiem, nie znam mojej przyszłości.
Odwieczny dylemat twórców – pisać, żeby być w zgodzie z własnym wnętrzem, czy żeby być zrozumianym?
Dylemat – swoją drogą, piękne słowo. Lubię je.
Absolutnie pisać i być w zgodzie z własnym wnętrzem niezależnie od tego, czy będę zrozumiana. Ja podobnych dylematów już nie mam (na szczęście).
Czy czujesz swoją publiczność? Wiesz kim oni są, czego oczekują? Chcesz te oczekiwania spełnić?
Mam wrażenie, że wciąż za mało znam swoich odbiorców, za mało wydałam jeszcze utworów, ale bardzo chciałabym ich poznać, np. na koncertach. Po wydaniu EPki na pewno kilka rzeczy mogę już stwierdzić: są to wrażliwcy, z szeroką perspektywą patrzenia, dojrzali emocjonalnie, miłośnicy dobrej muzyki.
Czego oczekują? Nie wiem, bo nigdy nie słuchałam czego inni oczekują ode mnie i nie chcę tego zmieniać.
Oczekiwania innych nigdy nie zaprzątały mojej głowy.
Nigdy nie chciałam zatem również spełniać tych oczekiwań. Jedyne co chcę robić, to iść po swojemu, tworzyć, głośno śpiewać, wznosić się wysoko artystycznie i serwować moim odbiorcom muzyczne dania.
Dania z nutą wzruszeń, nostalgii czy też odwagi.
Mam nadzieję, że jesienią, przy okazji wydania mojego nowego albumu, będę mogła powiedzieć: Smacznego!