Olena wróciła z nową płytą „Rose„, która poszerza nieco pole muzyczne jej twórczości i – jak sama mówi – jest kolejnym rozdziałem jej artystycznej drogi. Nam opowiedziała przede wszystkim o kulisach realizacji płyty.

W książeczce piszesz: „Rose to ja, to podróż w nieznane”. Miałaś jakieś założenia, jeśli chodzi o tę płytę?

Niezależnie od tego, jaki styl wybieram, w jakim klimacie piszę piosenki, moim założeniem jest być autentyczną. Taka jest „Rose” – prawdziwa, jest moją kolejną twarzą. Ten album jest spełnieniem moich muzycznych marzeń, ambicji. Odzwierciedla też to, jakiej muzyki słucham prywatnie. Na pewno jest to dla mnie podróż w nowe rejony. Eksploruję swoje granice, poszerzam je i zabieram ze sobą swoich słuchaczy. Lubię zaskakiwać, sięgać po różne muzyczne gatunki – to mi przychodzi bardzo naturalnie. Nie chciałabym się zamykać w jednym stylu.

Wiem, że słuchasz różnych artystów, natomiast na tej płycie słychać znacznie wyraźniej wpływy r&b, a nawet hiphopu. Płyta jest bardzo zmysłowa – gdzieś między Beyonce, a Billie Eilish.

Bardzo miłe porównanie! Dzięki. R&b, soul, jazz to bardzo ciepłe gatunki, które uwielbiam. Od dłuższego czasu miałam ochotę głębiej wejść w takie dźwięki i na „Rose” to zrobiłam. Tworząc piosenki na tę płytę, słuchałam takich artystów jak Jorja Smith, Masego, Alex Isley, którzy są dla mnie ogromną inspiracją.


Przy poprzedniej płycie mówiłaś, że zebrałaś na niej piosenki, które zgromadziłaś na przestrzeni lat. Czy na „Rose” również znalazły się kompozycje 'z szuflady’, czy też są to zupełnie nowe utwory?

„Rose” powstawała na przełomie 2020/2021 roku. Wszystkie utwory to zupełnie nowe kompozycje. „Rose” to pamiętnik. Muzyka jest mocno osadzona w teraźniejszości, a teksty zakorzenione w naszej codzienności. Opisuję tu własne przemyślenia, uczucia, sytuacje których doświadczyłam lub których doświadczyli ludzie wokół mnie. Opowiadam o relacjach międzyludzkich, o tym, jak ta rzeczywistość wpływa na mnie i moje otoczenie. Myślę, że słuchacz dzięki temu będzie mógł odnaleźć w „Rose” siebie.

O to chciałem też chciałem zapytać, bo słuchając Twojego, czasami łamiącego się głosu na tej płycie, odnoszę wrażenie, że ktoś Cię zranił, skrzywdził, co zresztą potwierdza treść tekstów.

Hm… Myślę, że każdy w swoim życiu miał złamane serce. Ja oczywiście też, ale to już za mną, teraz dbam o przyjaciół i swoje życie towarzyskie, jestem szczęśliwa (śmiech). W tekstach z płyty „Rose” poruszam różne kwestie, nie tylko niespełnionej miłości. Jak na pewno zauważyłeś, komentuję także szerzej to, w jakich warunkach żyją młodzi ludzie. Mam na myśli presję posiadania, bycia najlepszym, najpiękniejszym, naj, naj, naj… To generuje frustracje, brak czasu na rozwój relacji, odpoczynek, zadbanie o siebie. Łatwiej dzisiaj coś wyrzucić, niż naprawiać. Trzeba się w te teksty wsłuchać, nie wszystko opisuję wprost. Słuchacz musi czytać między wersami to, co chcę przekazać.

Widzę, że poszerzyłaś pole działania ekipy współtwórców. Fonai napisał z więcej utworów, Kuba też, no i SHDOW. Natomiast widzę, że nie ma jednego wiodącego producenta, tylko 3 miksujących/masterujących.

Każdy z tych producentów ma inny styl. Każdy jest bardzo zdolny i każdy wniósł coś ciekawego w brzmienie „Rose”. Lubię tworzyć z innymi muzykami. Jest to dla mnie bardzo cenne doświadczenie, dzięki temu jako songwriterka ćwiczę swój warsztat. Ostateczny szlif piosenkom (mowa o miksie), nadał Rafał Smoleń, Marcin Gajko i Marcin Cisło. Cenię tych producentów za wyczucie muzyki, mojego stylu, i za bardzo, bardzo miłą współpracę.


Mam wrażenie, że zagrałaś też mniej partii skrzypiec lub też częściowo są one przetworzone i w konsekwencji trudniej je usłyszeć.

Mniej niż na pierwszej płycie z pewnością. Skrzypce są w dwóch utworach: „Jesienny Low” i „Nie zasnę”. Nie chciałabym porównywać „W świetle gwiazd” i „Rose”, bo to dwa zupełnie inne albumy i po prostu nie sposób ich porównać. „Rose” to kolejny rozdział w mojej karierze, w mojej muzycznej podróży, jednak jest jej kontynuacją. Zapowiedź „Rose” słychać na pierwszej płycie w takich utworach, jak „Letni Deszcz” czy „Losing My Breath”. Nieustannie się zmieniam, rozwijam, poszukuję i moja muzyka to odzwierciedla. Dopóki pozostanę człowiekiem otwartym, ryzykującym i ciekawym świata, dopóty moja muzyka nie przestanie ewoluować.

Więcej też tekstów napisałaś tym razem po angielsku. Czy to znaczy, że w przyszłości będziesz pisać tylko w tym języku?

Na pewno nie! Nie chcę się ograniczać muzycznie, ani tekstowo. Jak wyszlifuję język hiszpański, może będę też pisać po hiszpańsku (śmiech). Przyznaję, że do angielskiego mam słabość. Pierwsze kroki jako songwriterka stawiałam pisząc po angielsku. Jest to dla mnie bardzo intuicyjne i bardzo lubię brzmienie tego języka. To wszystko powoduje, że piosenki po angielsku są obecne w mojej twórczości i tak już pewnie zostanie. Moi fani bardzo dobrze je odbierają. Mogę zdradzić, że napisałam już kilka nowych piosenek na następne wydawnictwo i są one w języku polskim. Przyznaję jednak, że niektóre melodie, piosenki po prostu lepiej po angielsku brzmią.


Wypuściłaś już 5 teledysków do utworów z „Rose”. Planujesz kolejne?

Tak. Płyta ukazała się 10.09 w wersji fizycznej. Pozostałe piosenki będę publikować na YouTube i w streamingu co dwa tygodnie. Niebawem premiera kolejnej piosenki.

A czemu płyty nie ma jeszcze w serwisach streamingowych?

Właśnie ze względów promocyjnych – ma to swoje biznesowe uzasadnienie. Chciałam też po prostu sprawdzić inne rozwiązania strategiczne przy drugiej płycie. Myślę też, że fajnie jest utrzymywać odbiorcę w napięciu, oczekiwaniu. To taki trochę flirt ze słuchaczem.

A co z koncertami?

Chcę kilka zagrać, o ile sytuacja w kraju na to pozwoli. Wiesz, niczego nie można być dziś pewnym i trudno jest coś zaplanować z wyprzedzeniem. Na pewno niedługo podzielę się konkretnymi datami na swoich social mediach.