Do tego musiało w końcu dojść: Henryk Miśkiewicz, Dorota Miśkiewicz i Michał Miśkiewicz nagrali razem płytę. Ta rodzinna opowieść mieni się barwami nie tylko muzycznymi, ale i tekstowymi, bowiem słowa napisali na nią wybitni polscy autorzy. O szczegółach zaklętych w zawartości albumu opowiedzieli nam nestor rodu – wciąż młody saksofonista, Henryk Miśkiewicz oraz wokalna strona przedsięwzięcia – Dorota Miśkiewicz.
„Nasza Miłość” to płyta rodzinna. A gdzie w takim razie podziała się Pani Grażyna?
HM: Dla niej miejsce mamy przygotowane na bankiecie! Jej wkład w nasze artystyczne poczynania w roli menedżera jest niepodważalny. Jest wprawdzie muzykiem, ale nie jazzowym i dlatego nie ma jej na płycie.
Doroto, nie chciałaś umieścić żadnego swojego tekstu na tej płycie?
DM: Nie (śmiech). Przy takich nazwiskach jak Bogdan Loebl, Wojciech Młynarski, czy Ewa Lipska nie wypada nic proponować. Chciałam, żeby ta płyta była powrotem do czasów, kiedy autor, kompozytor i wykonawca to były różne osoby. Każdy specjalizował się w swojej działce i dlatego wszystko było na najwyższym poziomie.
Pomysły muzyczne wyszły zdaje się głównie od Pana, Panie Henryku i od Ciebie, Doroto. A czy było tak, że reszta muzyków też coś proponowała?
HM: Aranżacja odbywała się na żywo. Ja tylko zapisałem tematy z funkcjami akordowymi, ewentualnie z nutami, jeśli miały być zrealizowane w konkretny sposób, ale reszta była dowolnością. To jest jazz i interpretacja wynika z wrażliwości muzyków.
DM: Aranżacja to słowo, którego powinniśmy używać w przypadku dużego składu. A w tym przypadku – na tak mały skład – pozostało przygotowanie nut i ustalenie formy, czyli kto po kim gra solo i jak długie (śmiech). Każdy z muzyków mógł proponować swoje rozwiązania i zdarzyła się sytuacja, w której Piotr Orzechowski przyszedł z sugestią zagrania zupełnie innego akordu, a my przystaliśmy na to.
HM: Zwłaszcza, że było to lepsze od oryginału (śmiech).
Najbardziej na żywioł poszliście w utworze „Hurriedly”, gdzie jest i free jazz, i scat. Zarejestrowaliście go za jednym podejściem?
HM: Zagraliśmy trzy wersje i trzecia weszła na płytę. Nawet, gdybyśmy chcieli w nim coś poprawiać, to byłoby ciężko w tym tempie. Postawiliśmy na szaleństwo. To jest mój dosyć stary utwór, nigdy wcześniej nie publikowany. Cieszę się, że udało się go nagrać.
DM: W pewnym sensie ten utwór jest dosyć „klasyczny”, bo zbudowany na typowym przebiegu akordów, charakterystycznym dla jazzu. Mieliśmy wręcz wątpliwości, czy będzie pasować do płyty, gdzie dominują kompozycje autorskie o charakterze balladowym. Nasz zamysł okazał się jednak powodzeniem.
„Słowa w głowie” też nie były rejestrowane pod kątem tekstowym przez 54 lata?
HM: Tak, sama kompozycja była co prawda rejestrowana wcześniej, nawet wiele razy i pod różnymi tytułami, ale bez słów. No cóż, jak mawiał mój nauczyciel klarnetu w liceum, Michał Nikonow: co dobre to dobre (śmiech).
DM: Słowa do niego powstały już w trakcie naszej sesji nagraniowej. Nagle sobie o nim przypomnieliśmy!
Wstęp „Co minęło, niech wróci” mnie przypomina odrobinę „When I Fall In Love”
DM: Trudno uniknąć jakichś podobieństw, bo operujemy w systemie dur-moll i wymyślane melodie mają swój limit. Podobnie było z utworem „Czy nasza miłość”, który jeszcze zanim został zarejestrowany, niektórym kojarzył się utworem „S.O.S.” z muzyką Jerzego Wasowskiego. Także tematyka obu utworów jest podobna – koniec miłości. Skojarzenia mogą się zatem zdarzyć, choć nie są to zabiegi celowe.
Czy „Smak słodkich daktyli” to pożegnanie?
DM: Nie czuję tego w ten sposób. Dla mnie to wyznanie miłosne, wręcz erotyczne. Kurczę, nie wiem, co powiedzieć (śmiech).
Na fortepianie zagrał wspomniany Piotr „Pianohooligan” Orzechowski. Zapytam przekornie: nie chcieliście Marcina Wasilewskiego?
DM: Odpowiem też przekornie: zaprosiliśmy Piotra dla draki!
HM: Pozostawał jakąś tajemnicą, nie wiedzieliśmy czego się po nim spodziewać. Dorota pracowała z Piotrem przy „Piano.pl” i chcieliśmy spróbować zrobić coś razem. Tak czy inaczej, Marcin jest wspaniałym pianistą.
Pytam, bo w tym roku mija 20 lat od wydania płyty pańskiej płyty „Lyrics”, nagranej właśnie z triem Marcina Wasilewskiego. Zastanawiam się, czy jest szansa, by taka płyta powstała również z udziałem Doroty?
DM: Bardzo dobry pomysł! (śmiech).
HM: Nie jest to wykluczone. 80 lat za 10 lat (śmiech). Dziękujemy za podpowiedź.