Co jakiś czas, historia muzyki weryfikuje niektóre albumy jako „kultowe”, płyty uznawane za wartościowe z wielu, nie tylko artystycznych względów. Jednak niewiele z nich może konkurować z solowym debiutem Lauryn Hill z 1998 roku „The Miseducation of Lauryn Hill” – dziełem wyjątkowym i przełomowym, którego odbijające się echo nadal ma ogromny wpływ na współczesną popkulturę.

Zdobywca 5 nagród GRAMMY, powszechnie okrzyknięty jednym z najbardziej szanowanych wydawnictw wszechczasów. Lecz równolegle do legendy biegła również rzeczywistość… Do dziś pozostaje jedynym albumem studyjnym Hills.

Przez lata artystka i jej współpracownicy podawali różne powody, które uniemożliwiały nagranie kontynuacji „Miseducation…”. W końcu, piosenkarka wypowiedziała się w wywiadzie dla „Rolling Stone”.

„Najdziwniejsze jest to, że nikt z mojej wytwórni nigdy do mnie nie zadzwonił i nie zapytał, jak możemy pomóc ci stworzyć kolejny album, NIGDY… NIGDY. W przypadku „Miseducation” nie było precedensu. W większości miałem swobodę odkrywania, eksperymentowania i wyrażania. Po wydaniu albumu pojawiło się mnóstwo przeszkód, polityków, represyjnych programów, nierealistycznych oczekiwań i sabotażystów WSZĘDZIE. Ludzie włączyli mnie do swoich własnych opowieści o ICH sukcesach przy okazji mojego albumu, co bardzo mnie irytowało i przez co uważano mnie za wroga ”.

Jej ostatnie stanowisko, choć dla niektórych być może zaskakujące, nie różni się zbytnio od tego, co słyszeliśmy o jej podejściu do sprawy – zarówno publicznie, jak i pocztą pantoflową.

Z jednej strony, kto nie chciałby od Lauryn więcej? Ale z drugiej strony presja, by przygotować kolejny album (a nie zepsuć jej wyjątkowej dyskografii) jest bardzo wysoka.