Jakie metody przyjąć, aby zostać zauważonym w oceanie artystów, piosenek i różnorodności? Niektórzy liczą na cud robiąc swoje, inni ładują ogromne zasoby pieniędzy w wytwórnie i promocje, a jeszcze inni posiłkują się przyjaciółmi z branży. Oczywiście trzeba najpierw zdobyć sobie takich przyjaciół. Kim Cage Riley ma ich mnóstwo. Peabo Bryson, Regina Belle, Denise Williams, Chante Moore, Deborah Cox, Ledisi, Dave Koz, John Stoddard to tylko część tych, z którymi współpracowała zarówno jako chórzystka, ale także jako współautorka utworów. Te kilkadziesiąt lat w świecie muzyki dopiero teraz owocuje autorskim albumem. Wabikiem są dwa utwory z Normanem Brownem oraz duet wokalny z Erickiem Robersonem.


Album „Family, Friends and Favors” wokalistka wydała własnym sumptem i jest także współautorką wszystkich utworów. Stylistycznie jest to soft R&B z elementami soulu, popu i drobnymi jazzowymi rozwiązaniami. Właśnie o jazz zadbał tutaj Norman Brown, doskonały gitarzysta mający na koncie nagrody Grammy. „Perfect paradise” z jego udziałem to melodyjny, słoneczny, osadzony w bossa nova miłosny song. „Summertime love extended version” jako drugi reprezentant tej kolaboracji ukazuje lekkie R&B, którego nie powstydziła by się Ledisi albo Lalah Hathaway. Osobiście bardzo mnie ruszają takie piosenki. Profesjonalnie skonstruowane, zawierają zarówno bridge, jak i wciągające solówki gitarowe ukazujące kunszt Browna. Muzyka swoje, ale przecież jest to album wokalistki. Jak zatem wyglada jej pozycja na tym albumie?

Jej ojcem chrzestnym jest Ike Cole, brat Nat King Cole’a. Tak oto nietrudno zgadnąć, że Kim inspiracje czerpała z najlepszego źródła. Wspomina, że wzorem dla niej była Natalie Cole i jest to bardzo słyszalne. Klarowny, spokojny głos nie przesadza w ozdobnikach, ale czaruje i intryguje. Jako chórzystka nauczyła się doskonale panować nad techniką nie ujmując zawartych w przekazie emocji. Nie powala skalą, nie jest może zjawiskiem na miarę Natalie, ale jako Kim Cage Riley znalazła swoją własną ścieżkę i nią podąża. Duet z Erikiem Robinsonem w „Feel a way Extended Version” wpasowuje tych dwoje w jeden świat. Nie jest proste uzyskać balans między dwoma artystami zawierając to w kilkuminutowej kompozycji. Często ktoś wybija się na pierwszy plan, a tu proszę, brzmią jakby nagrywali razem już niejedną płytę. 

Album jest radosny, jasny i przejrzysty. Bardzo komercyjny, ale w najlepszym tego słowa znaczeniu. Nie zamula, nie przynudza i nie szuka nowatorskich rozwiązań. Jest niesamowicie melodyjny, spójny w produkcji, ale to co najlepsze to chórki. Wielowarstwowe, zaskakujące, kolorowe i profesjonalne w całej swoje krasie. W końcu nie mogło być inaczej. Tyle lat śpiewania na drugim planie trzeba wykorzystać i zrobić z tego swój największy atut. Jak dla mnie udało się na 100%. Uwielbiam „You were right”, które przypomina mi pierwsze kroki grupy En Vogue. Nawet wokalna barwą Cage zbliżona jest do Cindy, co dodaje więcej pikanterii. To właśnie chórki pokazują całą magię tego albumu. Tak samo „Find me”, które nasączone jest energią będąc najbardziej rozbudowanym aranżacyjnie numerem. Mięsisty bas, klasyczne piano, zadziorne dęciaki, porządna linia wokalu i wszech-wypełniające chórki. Wisienką na torcie jest soczyste solo saksofonu. 


Ciężko nazwać „Family, Friends and Favors” debiutem, gdyż Pani Riley jest tak zakorzeniona w show-biznesie, że nie ma ku temu żadnych wątpliwości. Jedyne co mnie trochę martwi to to, że album wydany prywatnym nakładem zawsze jest trudniejszy w promocji na większą skalę. Może trochę pomogą Roberson i Brown, ale myślę, że i tak nie zyska on wielkiego rozgłosu. Mówię o tym, bo jest mi go szkoda. Ten album jest naprawdę bardzo dobrze napisany, przemyślany i zrealizowany. Wokalnie nie mam się do czego przyczepić, kompozycyjnie spełnia moje oczekiwania, a chórki kupiły mnie w całości. Jedyne co mnie rozczarowuje to długość płyty. Na 10 pozycji tylko 7 jest pełnowymiarowymi piosenkami. Trzeba je zatem zapętlić i mieć nadzieję, że to jest dopiero początek solowej kariery Kim Cage Riley

Ocena płyty: