Marek Napiórkowski to człowiek, którego aby przedstawić to trzeba by poświęcić znacznie więcej niż pół dnia. Udzielił się talentem w ponad 150 projektach płytowych, więc statystycznie większość słuchaczy miało z nim do czynienia świadomie, bądź też nie. Tak czy inaczej jest On zdecydowanie jednym z najbardziej wybitnych kompozytorów, gitarzystów, producentów w naszym kraju. Zwieńcza to Fryderyk za jego ostatni projekt z Natalią KukulskąSzukaj w snach”.

Hipokamp” to celebrująca 30-lecie twórczości artysty płyta pełna zaskoczeń, niebanalnych i dosadnych rozwiązań. Sam Napiórkowski opowiada o niej, że: „nawiązuje do tajemniczego i nie do końca zbadanego obszaru, jakim jest ludzki mózg”. Interesujące. 

Muzyka na nim zawarta to połączenie delikatnej elektroniki z obszerną akustyką.

Fajnie, że gitara Napiórkowskiego wybija się często na pierwszy plan, bo znam płyty, gdzie gitarowi soliści zostają jednak w cieniu swoich instrumentalnych gości. Gości tutaj nie jest za wiele, ale nazwiska robią i tak swoiste boom. Trzon muzyczny zapewnili Paweł Dobrowolski na perkusji oraz Jan Smoczyński przy syntezatorach. Dodatkowymi bodźcami dźwiękowymi zostali Luis Ribeiro na instrumentach perkusyjnych i Adam Pierończyk na saksofonie. Team zjawiskowy i niezwykle zgrany. Każdy z nich ma tu coś do powiedzenia uzupełniając materiał swoim charakterem, ale nie dominując go znacząco. 

Wracając do motywu przewodniego jakim jest umysł możemy przenieść się w metaforę wszystkiego. Tytułowy „Hipokamp” oscyluje między spokojną, klarowną gitarą, a niespokojnymi, zawiłymi syntezatorami. Impulsy elektryczne zachodzące w naszych głowach zostały wizualizowane poprzez nieoczekiwane zwroty tempa i zróżnicowane dialogi między instrumentami. Całość sklejona jest gonitwą perkusyjną, która motywuje do szerokiego analizowania harmonii mknących jak po autostradzie. „Brainstorm” jest tego dobrym przykładem, gdzie opanowana gitara spotykając frywolny saksofon i pobudzony syntezator daje ponieść się w improwizacyjnej podróży. Zatrzymujemy się na chwilę przy „Niepokoju”, który poszerza przestrzeń i zamienia ten jazzowy obraz w powolne przenikanie się smacznych gitarowych słów, wpadających nagle do bardziej nieostrej krainy. Marek nie jest cwanym wirtuozem, który chce nas porwać ilością dźwięków. Są one skrzętnie dobrane tak, aby nie przeginały w żadną stronę. Powoli, dosadnie realizuje swój talent używając go tyle ile trzeba. Wie kiedy dać chwilę na przeanalizowanie go przez słuchacza.

Profesor Kuppelweiser” to nieco groteskowa kompozycja przełamująca znów ten materiał swoją lekkością i dystansem ubarwionym brazylijskim temperamentem Luisa. Kolejny fajny przystanek na albumie. Dalej robi się juz bardziej gorąco i zawile, bo w utworze „Flashback” tempo znacząco przyspiesza, a rozmowy między artystą a muzykami nabierają rozpędu. Tak jakby chcieli zaznaczyć, że ten nasz umysł posiada jeszcze sporo nieznanych i niezrozumianych dla nas zagadnień, które tylko czekają na odkrycie. Uzupełnia to „Quadrato magico” z kolejną porcją perkusyjnych przerywników i mocno wybijającą się perkusją. Przed kulminacją czeka nas jeszcze przygaszone nostalgią „Agua e vinho”, pełne subtelnych nieskomplikowanych, szczerych fraz gitarowych. Całość kończy „Absolute Beginners”. Awangardowe fuson pełne elektronicznych odniesień i rockowego zacięcia przeplatane lirycznymi zwrotkami. Doskonałe na finał.

Hipokamp” to album wszechstronny.

Godny lidera oraz pioniera polskiego gitarowego jazzu. Od lat jest nim przecież Marek Napiórkowski i nic nie zapowiada, aby coś się w tej materii zmieniło. Jest On w znakomitej formie twórczej i wykonawczej. Niebawem wyruszy w trasę koncertową promującej to wydawnictwo, a gościnnie weźmie w niej udział Mino Cinelu (francuski specjalista od perkusyjnych smakołyków dźwiękowych). Jubileusze są nierzadko pretekstem do odgrzania artystycznego dorobku. Tak bardzo nas zatem cieszy, że ten materiał otwiera nas na nowe, a nie zamyka dotychczasowe dokonania Pana Marka. 

Ocena płyty: