Viktorija Pilatovic już 5 października wystąpi na Sopot Jazz Festiwal. W krótkiej rozmowie z nami, opowiada o tym jak wyglądała praca nad jej najnowszym materiałem „Stories”, swoim kwartecie, muzycznych emocjach i o tym, jak uczenie zmieniło jej podejście do pisania muzyki.

Na swojej ostatniej płycie „Stories” decydujesz w zasadzie o wszystkim: śpiewasz główne partie, chórki, komponujesz, aranżujesz, a także jesteś producentem albumu. Masz więc władzę niemal absolutną. Zastanawia mnie, jaka jest rola pozostałych członków zespołu, mają w ogóle jeszcze coś do powiedzenia? 

Czasami piszę ścieżkę basu czy pokazuję mojemu pianiście swój pomysł na przebieg harmoniczny, ale tak naprawdę jedyne co narzucam to pewnego rodzaju feeling czy groove. Rozumiemy się tak dobrze, że najczęściej momentalnie podchwytują go wszyscy członkowie zespołu. To niemal podświadoma wymiana pomysłów. To nie bierze się z niczego wszyscy lubimy jazz w tradycyjnym wydaniu: Wszyscy lubimy jazz w tradycyjnym wydaniu, artystów takich jak Sarah Vaughan, Lee Morgan, Chet Baker, Ella Fitzegerald, Sonny Rollins, Dexter Gordon. Na płycie oprócz mojego regularnego kwartetu w osobach: Alberto Palau (fortepian), Ales Cesarini (bas), Mariano Steimberg (perkusja) występują również gościnnie: Perico Sambeat na saksofonie i Israel Sandoval na gitarze.

www.youtu.be/hg0Pp4KDMqs

Przez ostatnie kilka lat, kiedy powstawały kompozycje na „Stories” sporo podróżowałaś. Mieszkałaś w Hiszpanii, Holandii, Ekwadorze, USA. Piosenki na płycie opowiadają o Twoich przeżyciach i doświadczeniach. Często bardzo emocjonalnych. W jaki sposób to, czego doświadczasz inspiruje Cię do pisania? 

Czasami kiedy jesteś zmęczony, zły, sfrustrowany – szukasz sposobów na ekspresję tych emocji, a piosenki świetnie do tego służą. Powstają ze smutku czy złości, ale potem kiedy je śpiewam, to smakują już zupełnie inaczej. Moje piosenki są wehikułami dla zachowanych w czasie uczuć, pojemnikami, które niosą ładunki emocjonalne, które z premedytacją detonuję na moich koncertach. Kiedy śpiewam, chcę żeby wszyscy byli skoncetrowani na tu i teraz i podążali za historią, którą opowiada utwór.

Na „Stories” w dwóch utworach udziela się Perico Sambeat, wybitny saksofonista znanych ze współpracy m.in. z takimi muzykami jak Pat Metheny, Michael Brecker czy Brad Mehldau. Jak to się stało, że gracie razem?

Żaden muzyk, z którym grałam nie wpłynął na mnie tak bardzo jak Perico. Poznaliśmy się w Hiszpanii i od razu poczuliśmy więź. W 2015 roku zaśpiewałam na jego big bandowym albumie „Voces”. Teraz Perico rewanżuje się swoim udziałem na mojej płycie. Gra bardzo żywiołowo, wiele wnosi do mojego kwartetu.

www.youtu.be/-1VccGu2O_o

Nie tylko nagrywasz płyty i występujesz na żywo, ale również masz na koncie liczne doświadczenia jako nauczyciel muzyki. Uczyłaś m. in. w Berklee International Network School w Ekwadorze, na seminariach Sedajazz w Hiszpanii czy w Global Music Network w Londynie. Czy to wpłynęło jakkolwiek na Twoją grę? 

Ogromnie! Przede wszystkim – cierpliwości. Żeby być dobrym nauczycielem,  musisz być cierpliwy dla swoich uczniów, mieć plan i wiedzieć, do czego dążysz. Mniej więcej tak samo wygląda proces komponowania, pracy nad własną muzyką. To równie sprawa cierpliwości i konsekwencji w działaniu. Ta świadomość jest niezwykle cenna, bo daje Ci spokój i poczucie, że zmierzasz we właściwym kierunku.