Izzy Bizu ma dopiero 22 lata, pochodzi z Londynu i debiutuje na muzycznej scenie. I dodajmy od razu: debiutuje w wyśmienitym stylu. Jest autorką wszystkich wykonywanych utworów w odróżnieniu od wielu wokalistek będących tylko odtwórczyniami obcych kompozycji. Spośród wielu wykonawców R&B wyróżnia ją bardziej akustyczne granie. Dużo tu gitary, spokojnych rytmów i wspaniałego nastroju, którego na szczęście nie popsuli nadgorliwi producenci. W muzyce tej można odnaleźć elementy acid jazzu i soulu, do tego dochodzi piękny głos.

izzy_bizu_-_a_moment_of_madness_600_600

Mało takich płyt – granych na prawdziwych instrumentach, zamiast tych wszystkich elektronicznych wynalazków. Zwariowanych, a jednocześnie bardzo klasycznych. Sensualnych i zarazem ulotnych, delikatnych. Dowcipnych i refleksyjnych zarazem. To żywy soul z domieszką funku, rocka, reggae, bluesa i hippisowskiej psychodeliki. Izzy i jej współproducenci mają lekką rękę do generowania prostych, niewymuszonych i pełnych wdzięku piosenek.

Gdybym miał się doszukiwać jakichś podobieństw, to najbliższa byłaby chyba Amy Winehouse. Obie panie obdarzone są ciekawymi, ciepłymi głosami. Obie też charakteryzuje podobny sposób śpiewania, zdradzający soulowe fascynacje. Ci, którzy mieli okazję usłyszeć któryś z promujących ten album utworów („Adam & Eve”, „Lost Paradise”), wiedzą o tej płycie jeśli nie wszystko, to naprawdę wiele. „A Moment of Madness” jest bowiem albumem o dość jednorodnym klimacie. To zbiór trzynastu ciepłych, melodyjnych piosenek, które dzięki swojej wyraźnie zaznaczonej rytmice mogą idealnie spełniać funkcję użytkową podczas niejednej prywatki. Nawet wtedy, gdy do głosu dochodzi nieco bardziej nastrojowa natura Izzy („What Makes You Happy”).

www.youtube.com/watch?v=e2IpYd6Pu3s

Zaczyna się bardzo spokojnie, niemal jazzowo, leniwie snującym się „Diamond”. Niezwykłe to wprowadzenie, ale i takowa jest cała muzyka. Radosna, pełna niezwykłego piękna. Cały materiał niby klasyczny, ale zadziwiająco świeży. Momentami reggae’owy („Hello Crazy”), rockowy („Give Me Love”). Czasami wokalistka daje upust swoim soulowym skłonnościom („I Know”), czasami zbliża się też do bardziej konwencjonalnego popu, jednak nawet na chwilę nie pozwalając sobie na muzyczny banał.

Nie jest to może płyta odkrywcza, ale bardzo solidna i różnorodna. Największym hitem albumu jest jak dotąd piosenka „White Tiger”, ale jak wszystko dobrze się ułoży, to jeszcze co najmniej kilka utworów ma szansę stać się przebojami. Ballady to na pewno mocna strona artystki, większość z nich znajdziecie pod koniec płyty („Mad Behaviour”, „Circles”). Ostatnie lata to dla muzyki R&B okres bardzo dobry, a Izzy ma wszelkie szanse, aby dołączyć do najpopularniejszych wykonawców tego gatunku.

Brzmienia z „A Moment of Madness” dowodzą, że nie trzeba się uciekać do karkołomnych popisów, żeby zrobić wrażenie. Nie trzeba też robić rzeczy ekstremalnych – wystarczy trochę pomyśleć, wyłączyć kilka elektronicznych urządzeń i uzyskuje się mnóstwo smakowitych nutek.

Ocena płyty: