Mark Ronson zasłynął ze współpracy z największymi artystami współczesnej sceny muzycznej. Wiele razy zaskakiwał nieszablonowym podejściem do muzyki. Jego dotychczasowe osiągnięcia sprawiły, że “Mark Ronson” to marka solidna i znana. Kiedy zaprezentował światu najnowszy singiel “Uptown Funk” z udziałem Bruna Marsa wyostrzył apetyt na więcej, przez co jego album przez wielu był niezmiernie oczekiwany.

“Uptown Funk”, mimo prostej konstrukcji absolutnie poraża i zachwyca rytmiką. Aranżacja nawiązująca do old-schoolowych brzmień zapada w pamięć, dzięki czemu utwór stał się niekwestionowanym hitem ostatniego czasu. Artysta sam sobie postawił wysoko poprzeczkę.

www.youtube.com/watch?v=OPf0YbXqDm0

Jednak po przesłuchania najnowszego albumu “Uptown Special” można dojść do wniosku, że wspominany singiel nie ma sobie równych wśród innych piosenek znajdujących się na płycie. Owszem znajdują się na nim piosenki rytmiczne i żywiołowe, ale są ulotne, wydają się być lekko spłaszczone i pozbawione pikanterii. Na albumie jest też ballada “Crack In the Pearl”, niestety najbardziej przytłamszona pozostałymi piosenkami.

Największym zarzutem wobec Ronsona jest zbytnia zachowawczość, mimo wielu muzycznych smaczków, zdecydowanie zabrakło wyrazistych brzmień.

Do udziału, artysta zaprosił: Bruno Marsa, Mystikal, Kevina Parkera, Keyone Starr, Andrew Wyatt, Jeff Bhasker oraz Steviego Wondera, który niestety nie śpiewa, choć jego krótkie partie na harmonijce należy uznać za bardzo udane. W pozostałych przypadkach występy gwiazd nie są zbyt charakterystyczne.

Mark Ronson pełnymi garściami zaczerpnął z najlepszych dokonań muzyki funk, r’n’b oraz disco z lat ’80. Jego fascynacja tymi dźwiękami jest na tyle słyszalna, że album stał się wręcz koncept – albumem, który na pewno sprawdzi się jako muzyczne tło do imprez w gronie najbliższych, ale tak jak impreza szybko minie, a co gorsze może zostać niezapamiętany.