Kiedy zaproponowano mi zrecenzowanie „Built on Glass”, zmartwiłem się. Nie zbyt dobrze wiedziałem, kim tak naprawdę jest Nick Murphy. Nie znałem jego biografii. Podejmując wyzwanie, zacząłem słuchać i czytać. Olśniło mnie, że to tak naprawdę Chet Faker, australijski artysta tworzący pod pseudonimem, który zadebiutował coverem utworu „No Diggity”, zespołu Blackstreet. Ów cover dość szybko zawojował wirtualny świat, podbijając serca tysięcy muzykofilów. Nie byłem oczywiście wyjątkiem. Przyznam się nawet, że padłem ofiarą mainstreamu i wymienioną wyżej kompozycję, dość szybko umieściłem na swoim facebookowym „wallu”. Jest to o tyle ciekawe, że jestem miłośnikiem jazzu – i to tego tradycyjnego jazzu. Kocham Cheta, ale Cheta Bakera! To jazz wypełnia moje życie. Muzyczne podróże w innych kierunkach są dla mnie doświadczeniem rzadkim, pewnie zbyt rzadkim, czego dowiódł „Built on Glass”.
Faker podbił mnie całkowicie. Nie jestem w stanie skategoryzować tej płyty. Jakiekolwiek gatunkowe przypisanie byłoby dla niej krzywdzące. Album składa się z 12 utworów. Każdy z nich ma to „coś”. Wybór tego jedynego, który wyróżnia się wybitnie na tle innych jest -przynajmniej dla mnie- niemożliwy. Jeśli chodzi o stylistykę, jest tu nie tylko soul i R&B, ale też elektronika. Różność i wielość brzmień, nie oznacza w tym przypadku braku spójności. Płyta od początku do końca uwodzi. To słowo, którego nie można uniknąć. Głos Fakera jest hipnotyzujący, niezwykle zmysłowy i najczęściej bardzo liryczny. To on jest tu kluczowy. Pozostałe dźwięki, zarówno te rzeczywiste czy stworzone sztucznie, stanowią tło, które potęguje wrażenie wokalnej kokieterii. Przyjemność, to nie jedyne uczucie, które ten album generuje. Znalazło się tu tez miejsce na refleksję – teksty Fakera są bardzo prawdziwe. Czuje się autentyczność, szczerość wypowiedzi artysty, który śpiewa o rzeczach codziennych, nieobcych większości z nas…
Heterogeniczna struktura i emocjonalny uniwersalizm pozwalają mi zaryzykować tezę, że „Built on Glass” powinien trafić do wszystkich. Nie wyobrażam sobie po prostu innej możliwości. Pomijając walory artystyczne tej płyty, cenię sobie przede wszystkim fakt, że to jeden z tych albumów, które wzbogacają słuchającego o nowe doświadczenia. Wzbogacając go, zmieniają również jego muzyczny światopogląd, dowodząc, jak bardzo antyrozwojowe jest dla nas ograniczanie się, niepróbowanie i nieprzeżywanie „nowego”.
„Built on Glass” uświadomił mi, jak wiele zostało mi jeszcze do przesłuchania…. „Gatunek”, „kategoria” to słowa, których trzeba unikać, słowa BRZYDKIE!