Czemu warto zwrócić uwagę właśnie na młodą skrzypaczkę? Czy skrzypce nie kojarzą się większości z nas z “drętwą” muzyką klasyczną, zawodzeniem niczym kreda skrzypiąca po tablicy? Moi drodzy, uważam, że czas zmienić podejście do instrumentów muzycznych takich, jak wiolonczela, skrzypce, fortepian. Pomoże nam w tym roześmiany chochlik, jakim jest amerykańska artystka.

Tryskająca entuzjazmem, wiecznie uśmiechnięta, momentami odrobinę liryczna. Niesamowicie rodzinna, oddana temu, co robi i zarażająca optymizmem. Taka jest Lindsey Stirling, amerykańska skrzypaczka, taką poznał ją świat. Czas, aby poznała ją także Polska, co będzie możliwe dzięki jej debiutanckiej płycie “Lindsey Stirling”.

Choć na amerykańskim rynku fonograficznym płyta pojawiła się już rok temu, do Polski dotrze 1 października.

Lindsey swoją drogę rozpoczęła już w wieku pięciu lat, kiedy rozpoczęła grę na skrzypcach. Długo skupiała się na muzyce poważnej, jednak w wieku 16 lat rozpoczęła eksperymenty muzyczne, dzięki którym zdobyła tak dużą popularność.

Sławę przyniósł jej program America Got Talent w 2010 roku, kiedy została odrzucona w ćwierćfinale. Od tego momentu, przede wszystkim dzięki bezspornej potędze serwisów społecznościowych i portalowi youtube, Lindsey może mówić o swoim prawdziwym debiucie.

Płyta już dawno za naszą zachodnią granicą osiągnęła status złotej, co w przypadku skrzypaczki jest powodem do dumy dla artystki.
Kiedy po raz pierwszy usłyszałam kawałek “Electric Daisy Violin” nie dowierzałam, że taka kompilacja mogła by mi się spodobać. Ale właśnie tak było! Oczywiście obawiałam się słuchając dalej, że zapowiadane przez moich znajomych rytmy dubstepu zniszczą całą radość, jaką zyskiwałam z każdym kawałkiem. Na szczęście nie!

Na płycie znalazły się utwory, których wcześniej nie znałam – takie, jak “Zi-Zi’s Journey”. I właśnie tak mogłabym scharakteryzować każdy z kawałków na płycie Lindsey: podróż. Każdy z nich opowiada jakąś historię, każdy gdzieś prowadzi.

Korespondencja muzycznych stylów nadaje tej płycie niepowtarzalny klimat, dzięki któremu chce się jeszcze więcej. Moim ulubionym kawałkiem jest liryczny “Song of the Caged Bird” natomiast zapętlanym na mojej playliście kawałkiem pierwszy z tracklisty “Electric Daisy Violin”. Piosenka dodająca energii, wywołująca uśmiech na twarzy. Idealna na rozpoczęcie dnia- niezależnie od zapowiadanej prognozy pogody potrafi doładować na cały dzień.

Już nie mogę sie doczekać kolejnego krążka z niesamowitymi featuringami takimi, jak “We Found Love”, “Party Rock Anthem” czy “Radioactive”. Lindsey Stirling to zaraz po Vanessie Mae i Cait Lin kolejna perfekcyjnie władająca smyczkiem artystka, która nie boi się ekseprymentować. I świetnie jej to wychodzi.

Serdecznie polecam!