Ostatnio bardzo mocno padało. Byłem całkiem zmrożony przez pogodę i jeszcze inne rzeczy. Chciałem czegoś posłuchać. Wyciszyłem się, wyobraziłem sobie dookoła ciemność. Po dłuższym namyśle, zdecydowałem się na „Outstairs”, najnowszą płytę norweskiego multiinstrumentalisty Christiana Wallumrøda.
Wallumrød to muzyk ze znacznym już dorobkiem. Jego twórczość jest rozpoznawalna i ceniona, nie tylko przez fanów jazzu, ale muzyki w ogóle. Kolejną już płytą, Norweg potwierdził, że nie tak łatwo go zaszufladkować. Jego muzyka to bowiem estetyczny eklektyzm, inspirowany norweskim folklorem, muzyką kościelną, muzyką dawną i przede wszystkim post-Cage’owską awangardą.
„Outstairs” jest objawieniem. Pokazuje, w jakim kierunku jazz mógłby pójść. Odkrywa nowe przestrzenie możliwej eksploracji. Dowodzi, że coraz powszechniejszym zjawiskiem w muzyce jest skrajna oszczędność, minimalizm wybrzmiewających dźwięków, niesłychana precyzja kompozycji i budowanie określonego ładu. Potwierdza, że do łask wraca matematyczność.
Członkowie Christian Wallumrød Ensemble czynią muzykę organiczną, cały czas eksperymentując z dźwiękiem. W ich grze da się odnaleźć coś na modłę doświadczeń Cage’a czy plam Debussy’ego. Nie ma tu niepotrzebnej, przerysowanej dynamiki. Jest artyzm i jest coś jeszcze…
To „labirynt”. Słuchacz zatrzymuje się przy ścianach labiryntu i medytuje nad labiryntem ścian. Chce wiedzieć „dlaczego?”. Szuka odpowiedzi. To tylko taka myśl, z długiego łańcucha myśli, który mnie więzi. „Outstairs” nie pozostawia bowiem obojętnym. Gra na emocjach, uczuciach. Pozwala działać wyobraźni. Ma bardzo duży potencjał ilustracyjny.
Komu polecić tą płytę? Na to pytanie – jak zawsze w wypadku Ecm’u – trudno odpowiedzieć. Myślę, że docenią ją Ci wszyscy, dla których ważna jest czysto estetyczna, zorientowana na odczuwanie piękna kontemplacja. To ona jest wartością fundamentalną „Outstairs”.