Choć przez chwilę nie słuchajmy muzyki w biegu. Potraktujmy ją samoistnie. Czyli – nie jako czynność jedynie towarzyszącą – dopełnienie chwili w trakcie spaceru po mieście, uczenia, ćwiczeń fizycznych czy pracy.
Posłuchajmy muzyki, po prostu. A potem pomyślmy o tym cośmy usłyszeli. Z takim przesłaniem tu wychodzę.
To nowa seria spotkań, w których za każdym razem będę prezentował JEDEN utwór, któremu warto poświęcić chwilę uwagi. Chętnych zapraszam.
To oczywiście aria piątej części Bachianas Brasileiras słynnego południowo-amerykańskiego kompozytora Heitora Villa-Lobosa. Wykonanie – Joan Baez. Pełne napięcia i dramaturgii.
Jeśli koniecznie chcemy przełożyć język muzyki na obraz, to przypomnijmy sobie film „Życie Carlita” (Carlito’s Way) Briana de Palmy. Wszyscy wiemy, że w ostatniej scenie musi zginąć Al Pacino, ponieważ takie są prawidła gangsterskiego światka. Mimo to, wierzymy do końca, że mu się uda. Że ucieknie, choć przecież wcale na to nie zasługuje. I kiedy przeszywa go śmiercionośna kula, jego twarz zastyga, a w oczach pojawia się naiwne niedowierzanie, że to już, nam zostaje tylko ogromy żal.
Żal za straconym życiem i nadzieją. O tym w skrócie śpiewa Joan Baez.