Hannah i David od jakiegoś czasu migali mi to tu, to tam. W telewizji śniadaniowej, gdzieś w tle prowadzonej przeze mnie rozmowy albo na jakimś zdjęciu. Dopiero gdy trafiłem w portalu youtube na teledysk do utworu Twist, i Hannah zaczarowała mnie swoim lekko prowokującym uśmieszkiem, stwierdziłem że trzeba się bliżej zapoznać z Miss 600.

Nie mam w zwyczaju kupować płyty przed uprzednim zapoznaniem się z jej zawartością. Niestety z Buying Time, debiutanckim albumem brytyjskiego duetu, było to niemożliwe. Nie wiem czy to ja źle szukałem, czy też Magic Records strzeże swoich nagrań z takim powodzeniem. Chcąc nie chcąc musiałem dokonać zakupu niemal w ciemno. Opłaciło się. Buying Time to dwanaście utworów, utrzymanych w jazz – popowym stylu, któremu blisko też do wciąż jeszcze popularnego retro popu. Ciepłe dźwięki gitary, rozbrzmiewający czasami klarnet i instrumenty klawiszowe, doprawione talerzami, perkusją i basami oraz wokalem Hannah roztaczają aurę jazzowego klubu z lat 20 i 30 ubiegłego wieku, czyli prohibicja, gangsterzy i odrobina dekadencji (Twist). Uważny słuchacz od razu zauważy jednak że nie został przeniesiony w czasie, tylko ktoś o bardzo wyrafinowanym guście odtworzył ten klimat w swoim lokalu. Każdy znajdzie tutaj coś dla siebie, począwszy od tytułowej, gitarowej ballady, przez taneczny, bardziej popowy Twist, zahaczający o reggae Two To Tango, na melancholijnym Be Carefule Where You Leave Your Heart skończywszy. Na uwagę zasługuje też Money Can’t Buy, numer także dobry do poruszania bioderkami, dodatkowo z popisem wokalnym Hannah. Myślę że panna Garner jeszcze nas bardzo pozytywnie zaskoczy.

 Miss 600 są dopiero na początku swojej muzycznej kariery, tak więc jeszcze mogą pozwolić sobie na drobne błędy, a my powinniśmy przymknąć na nie oko, choć nie zapomnieć o nich. W końcu najlepiej uczymy się na swoich błędach, a co najmniej jeden wkradł się niestety na to wydawnictwo. Być może muzycy mieli niewielki, albo wręcz żaden, wpływ na to co będą grać i śpiewać. To oznacza że ktoś z producentów nie ma słuchu albo wyobraźni. Kuleje bowiem utwór zamykający album, The Devil Looks Out For His Own. Typowo Irlandzka pieśń w wersji jazzowej zapowiada się bardzo ciekawie, by mniej więcej w połowie wywołać zgrzytanie zębów. Piosenkarka wyraźnie nie radzi sobie z rozkołysanym rytmem śpiewania i górnymi partiami wokalnymi. Nie byłoby z tym żadnego problemu, gdyby to nie była ostatnia piosenka. Po bardzo przyjemniej całości pozostaje lekki niesmak.