Powszechnie wiadomo że  w muzyce soul przodują Stany Zjednoczone i Wielka Brytania. To przedstawiciele tych narodów królują na listach przebojów, stają się naszymi idolami, wzorami do naśladowania. Soul najlepiej brzmi po angielsku. Ostatnimi czasy jednak pojawiają się wykonawcy śpiewający po francusku (Ben L’Oncle Soul, Zap Mama) czy też po włosku (Nina Zilli), i brzmi to całkiem przyjemnie.  A co się dzieje na naszym rodzimym  rynku? Czy w Polsce znajdziemy „niebieskooki soul”.

Niewiele się dzieje, i nie jest dobrze. Raz na jakiś czas pojawia się gwiazdka na niebie, zwiastująca przybycie tego wyczekiwanego króla czy też królowej soulu, ale szybko znika, a  o muzyku przestaje się mówić. Chociaż czasem zdarza się że ten czy ów zapuści korzenie, i pozostaje z nami na dłużej. Soulowych naleciałości można szukać u Fryderyki Elkany, wokalistki śpiewającej jazz i muzykę popularną w latach 60-ych i 70-ych, Hanny Rek (Hanna Rek Band) Ewy BemKrystyny Prońko, Ludmiły Jakubczak i Nataszy Zylskiej (któż się nie wzruszał przy słowach Rudy kasztan ci dałam, i serce…?) Jednak najprawdziwszą królową czarnych brzmień nad Wisłą i Odrą jest od lat Grażyna Łobaszewska. Ta Pani nigdy nie deklarowała swojej przynależności do konkretnego gatunku muzycznego. Po prostu śpiewała. Początkowo był to głównie jazz, ale z czasem z gracją, i niemal niezauważalnie przekroczyła bardzo płynną  granicę między jazzem a soulem. Potem długo, długo nie było nikogo wartego uwagi.  Dopiero na przełomie lat 80-uch i  90-ych pojawiła się Kayah. Swoją żywiołowością i mocnym, przybrudzonym głosem zawojowała polską scenę muzyczną.  Niestety Kayah jest niestała w uczuciach, i po romansie z Bregowiczem oraz Przemyk, nie nazwałbym jej już wokalistką sympatyzującą z muzyką soul. W drugiej połowie lat 90-ych swoich sił spróbowała Natalia Kukulska. Jej nawiązania do muzyki soul oraz R&B  były  widoczne zwłaszcza na początku dorosłej kariery (teledysk do utworu Światło). Jako śpiewająca dziewczynka, córka tragicznie zmarłej Anny Jantar, zapowiadała się całkiem dobrze. Jednakże jej powrót na scenę nie był tak oszałamiający.

Początek nowego wieku i nowego tysiąclecia, przyniósł  pewien przełom. W 2001 roku powstała grupa Sistars. Na debiutancki krążek  siostrzyczek  trzeba było jednak poczekać  jeszcze dwa lata.  Nietypowy jak na polskie realia zespół, łączący elementy muzyki  soul, hip-hop, r&b i pop,  wywołał furorę. Jedni wieszali na siostrach Przybysz psy, inni wychwalali pod niebiosa. Tych pierwszych początkowo było więcej. Dopiero drugim albumem,  króciutką EP-ką,  dziewczyny udowodniły swoją klasę. Wszyscy nucili pod nosem Wysyłam trochę ciepła… To właśnie one zdobyły dwukrotnie statuetkę  MTV Europe Music Awards, jako najlepszy polski zespół.  Grupa niestety rozpadła się w 2006 roku. Siostry rozpoczęły solowe kariery, już nie tak udane jak ich wspólny projekt. Pierwszy album Natu, Maupka Comes Home, nagrany wspólnie z Envee, to jeden z ciekawszych krążków ostatnich lat. Gram Duszy niestety nie był już tak dobry. Podobnie w przypadku Pinnaweli, bardzo ciekawy album Soulahili, i Renesoul, który to okazał się nieporozumieniem.  Co dalej z dziewczynami? Czas pokaże. Najlepiej byłoby  dla fanów, jak i dla nich samych, gdyby reaktywowały swój zespół.

Nie bez powodu tyle miejsca poświęciłem  Sistars. Oprócz nich  na polskim rynku muzycznym mamy jeszcze tylko dwie perełki, NuSoulCity i Sofę. Ten pierwszy projekt jest na dzień dzisiejszy zawieszony, a jego członkowie pracują nad nowymi pomysłami. Natomiast Sofa prężnie działa, a w planach jest trzeci Long Play.  Jest też Marika, plastikowy produkt, o którym za kilka lat nikt nie będzie pamiętać, wrocławska formacja HooDoo Band, która dążąc do bycia awangardową gdzieś się pogubiła, i Afromental, niebezpiecznie balansujący nad głęboką przepaścią kiczu. Bliska muzyce soul jest również Ania Dąbrowska i Mika Urbaniak, ale podobnie jak z Kayah trudno te Panie  jednoznacznie zaklasyfikować.

Zarówno Sistars, Sofa jak i NuSoulCity popularność zdobyły śpiewając głównie w języku angielskim, mocno nawiązując do hip hopu. W Polsce chyba nie da się inaczej. Jeśli ktoś decyduje się na taką stylistykę i teksty piosenek w ojczystym języku, skazany jest zazwyczaj na porażkę. Tak było z Hanią Stach, uroczą dziewczyną, obdarzoną wspaniałym, czarnym głosem i Alą Janosz, pierwszą polską idolką. Obie piosenkarki mocno skrzywdzili autorzy tekstów. U nas nie jest ważna treść ani melodia, tylko rymy, często toporne, i słowa klucze, a przede wszystkim pieniądze. Dzięki temu polska piosenka, nie tylko ta soulowa, kuleje.

Grażyna Łobaszewska udowodniła że można być białą kobietą i śpiewać jak murzynka, po polsku. Anna Maria Jopek daje przykład jak śpiewać polski jazz, a chłopcy z Myslovitz przez kilka ładnych lat uczyli jak oczarować polskim pop-rockiem.  Wszystko więc da się zrobić. Trzeba tylko chcieć, i troszkę się do tego przyłożyć. Soul po polsku nie może być kopią. Musi być oryginalny, i wyrażać naszą słowiańską duszę, w której gra tyle przeróżnych nut. Wszystko w rękach świetnie zapowiadających się wokalistek, Adrianny StyrczAni Kłys. Myślę że jeszcze będzie dobrze, naprawdę dobrze, czego życzę wam i sobie.