Wernisaż wystawy portretów największych osobowości światowej i polskiej sceny jazzowej z udziałem autoraRyszarda Horowitza odbędzie się w Centrum  Sztuki Mościce w Tarnowie  22 maja o godz 18.00. Po wernisażu koncert Zbigniewa Jakubka oraz Kameralistów Rzeszowskich, a następnie Stanisława Soyki z kwartetem.

Wieczór poświęcony jest Bogusławowi Wojtowiczowi, zmarłemu w ubiegłym roku dyrektorowi BWA Galerii Miejskiej w Tarnowie, kuratorowi wielu wystaw m.in. R. Horowitza, A. Dudzińskiego, J. Skolimowskiego.

Oto jak Wojtowicz pisał o wystawie Horowitza:

Jeden z polskich muzyków jazzowych zapytany kiedyś przeze mnie, czym jest dla niego jazz odpowiedział – jazz to nie tylko muzyka, to styl życia. Nie wiem jak teraz, ale ponad pół wieku temu w Polsce to był niewątpliwie styl życia. Jazz w powojennej Polsce był zakazany, a cóż lepiej smakuje niż zakazany owoc? Zwłaszcza, że ta muzyka dla wielu stała się uosobieniem wolności tej, której nam tak bardzo wtedy brakowało.

Na fali odwilży w połowie ubiegłego wieku jazz za sprawą kilkunastu śmiałków wyszedł z podziemia i stał się od razu muzyką publiczną. Pierwszy sopocki festiwal jazzowy zgromadził, jak twierdzą naoczni świadkowie, 30 tysięcy ludzi, a jego organizacją zajęły się takie postaci jak: Leopold Tyrmand, Stefan Kisielewski czy Witold Lutosławski. To było niebywałe wydarzenie z pochodem muzyków ulicami miasta i gigantycznym koncertem. To tam debiutowało kilku znakomitych dziś muzyków: Jan Ptaszyn Wróblewski, czy Zbyszek Namysłowski. Na scenie pojawili się i Komeda, i „Duduś” Matuszkiewicz, i wielu innych. Entuzjazmowi temu uległa cała Polska głównie za sprawą młodych ludzi, dla których ta muzyka, uczestniczenie w koncertach było równe spacerom po Saint-Germain-des-Prés lub Greenwich Village.

W takiej właśnie atmosferze dojrzewał Ryszard Horowitz, a polski jazz stał się tematem jego pierwszych, poważnych fotografii. Fotografie polskich jazzmanów powstały na przestrzeni trzech lat: od 1956 do 1959 i są w dwójnasób ciekawe. Po pierwsze są niezwykłą kroniką tej muzyki, ale także życia kulturalnego tamtych czasów, a po drugie, mimo młodego wieku autora są niekiedy bardzo dojrzałe artystycznie. Trudno nie zachwycać się portretami: Zbyszka Namysłowskiego, Andrzeja Trzaskowskiego, czy w końcu Krzysztofa Komedy.

Czarno-biała fotografia Horowitza w doskonały sposób wydobywa atmosferę ówczesnych jazzowych klubów, przyłapuje muzyków w sytuacjach tak dzisiaj dla nich charakterystycznych. Skupiony nad partyturą Ptaszyn Wróblewski, grymas na twarzy Jana Zylbera, uduchowiona Wanda Warska. Najciekawszą dla mnie sprawą w tych fotografiach jest to, że poza walorami artystycznymi Horowitz popisał się niebywałym wyczuciem. Niemal wszystkie osoby fotografowane wówczas przez niego stanowiły i stanowią filar polskiego jazzu, a także polskiej kultury.

Na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych Horowitz znalazł się w Nowym Jorku, jak się okazało na stałe. Zamieszkał w miejscu, o którym wielu z jego pokolenia marzyło. Nowy Jork, Ameryka, wolny świat i… wolny jazz. Tu, ta muzyka miała nieco inne znaczenie, bez podtekstów. Była po prostu muzyką. Tu słuchało się jej nie dla zademonstrowania postawy, słuchało się jej tak, jak słuchamy jej dzisiaj, dla niej samej. I takie też wydają się mi zdjęcia wykonane przez Horowitza w połowie lat sześćdziesiątych w Newport, podczas najwspanialszego jazzowego festiwal. Mam tu kilka ulubionych prac: Count Basie i Thad Jones, Charlie Mingus, Jimmy Rushing, Sonny Rollins, a także Dave Brubeck, którego Horowitz znał i fotografował jeszcze w Polsce.

To już nie są pionierzy, jak w przypadku polskich muzyków, tu Ryszard Horowitz pokazuje tytanów i to się czuje. To wspaniałe fotografie, pełne jakiejś niesamowitej godności, pełne muzyki, w wielu wypadkach doskonałe artystycznie. Zazdroszczę Ryszardowi tych zdjęć, tej muzyki, której słuchał, tamtej rzeczywistości. Dojrzewałem dekadę, no dwie dekady później i do dzisiaj żałuję, że nie dane mi było, jak tym „niewinnym czarodziejom”, kopać nad ranem kamieni na Chmielnej i żegnać się „do widzenia, do jutra”.

Autor: Bogusław Wojtowicz