Miłośnicy jazzu wypełnili w sobotni wieczór klub Palladium do ostatniego miejsca i się nie zawiedli. Występujący po raz drugi w cyklu Era Jazzu Omar Sosa przedstawił ze swoim kwintetem Afri-Lectric eklektyczny show. Ubrany w czerwony, bogato zdobiony strój i fantazyjną czapeczkę wyszedł na scenę niczym afrykański szaman. Kiedy basista zaczął zawodzić swą pieśń plemienną, mogliśmy się poczuć jak na koncercie zespołu, który dopiero co opuścił Czarny Ląd i przyjechał ze swoją etniczną muzyką do Warszawy. Omar Sosa zna muzykę Afryki lepiej niż którykolwiek inny jazzman, a co najważniejsze, potrafi w oryginalny sposób wykorzystać nie tylko poruszające rytmy, ale i chwytliwe melodie. Tę zaintonował kubański flecista i saksofonista Leandro Saint-Hill, a podchwycił niemiecki trębacz Joo Kraus. Sosa grał na zmianę to na fortepianie, wybijając miarowy rytm, to na zestawie elektronicznych instrumentów klawiszowych.

W basowych rytmach Childo Tomasa słychać było funkowe fascynacje. Kulminacyjnym momentem był długi utwór poświęcony Milesowi Davisowy, inspirowany tematem „So What” z albumu „Kind of Blue”. Sosa wykorzystał też fragment oryginalnej wypowiedzi Milesa. Melodeklamację po niemiecku włączył Joo Kraus. Co ciekawe, Sosa przeniósł muzykę z lat 50. w brzmienie elektrycznego zespołu Davisa z lat 80. To był jeden z najciekawszych koncertów Ery Jazzu.

 

Marek Dusza / Reczpospolita