Luciana Morelli to pochodząca z Argentyny, ale mieszkająca w szwajcarskiej Bazylei wokalistka, kompozytorka, producentka i edukatorka. W czerwcu wydała swój trzeci solowy album, w którym to podstawę stanowi poezja. Artystka wybrała ulubione wiersze autorstwa Emily Brontë, Alejandry Pizarnik, Anne Carson oraz Robina Myersa, którym to nadała melodie i zaaranżowała je w znakomity, jazzowy sposób. Mówiąc jazzowy mamy tutaj spektrum przeróżnych rozwiązań począwszy od rozbudowanych harmonicznie wokali, poprzez instrumentalne kolaboracje, a na nieoczywistych formach kompozycji kończąc. 


Nie jest to prosty album. Naszpikowany mrocznymi zaułkami i niespodziewanymi interpretacjami, ale to wszystko bardzo dobrze współgra z koncepcją, którą nadaje mu sfera poezji. Przy pierwszym podejściu byłem nawet trochę zaniepokojony i wręcz lekko zmęczony ogromem emocji jakie w sobie pokłada. Jest to jednak zarówno naturalne jak i trochę ekscytujące, aby sięgnąć po „Words of the wind” jeszcze raz i jeszcze raz… I choć zawiera on tylko 7 utworów, a całość trwa mniej niż 40 minut to jest on tak skondensowany i intensywny, że wystarczający. Trzy z kompozycji są muzyczną interpretacją poezji Emily Brontë, która należy do ulubienic Luciany jeśli chodzi o lirykę. „Todo pasa” czyli ostatni, siódmy utwór na albumie jest autorskim dziełem Morelli. Razem z „Los trabajos y las noches”, będącym zapisem live jest jednym z dwóch hiszpańsko języcznych łączników z rodzimą Argentyną. 

Muzycznie album dzieli się na dwie części. Cztery utwory zostały zaaranżowane z bandem.”Fall, leaves, Fall”, „Los trabajos y las noches” oraz „Todo pasa” to skład: Philipp Hillebrand na klarnecie, Mauricio Silva Orendain na fortepianie, Snejana Prodanova na kontrabasie oraz Paulo Almeida na perkusji. Dołącza do nich „The night is darkening around me” z Sebastiánem Greschuckiem na trąbce, Yassi Itzkovich na puzonie, Patrickiem Joray na saksofonie tenorowym, Alexandre Cahenem na fortepianie, Tommym Fullerem na kontrabasie, Yosuke Doki na perkusji oraz z polskim akcentem, Michałem Skwierczyńskim na gitarze. Album uzupełniają trzy bardziej majestatyczne aranżacje. W „Antelmo to his daughter” i „Silent is the house” wokalowi towarzyszy tylko kwartet smyczkowy, a w „Town on the way through God’s woods” jedynie wiolonczela, która  wspiera Lucianę harmonizującą z siedmioosobowym chórkiem. 

Words of the wind” jest jednym z tych albumów, który może nie oczaruje od razu i nie skusi wszystkich, ale gdy się odważyć, to potrafi wciągnąć w swój mroczny i intensywny świat. Kompozycje i produkcje Luciany Morelli współgrają z poezją nadając słowom właściwy wydźwięk, a jej zdecydowany i emocjonalny wokal bardzo organicznie przeplata się we frazach. Albumy takie jak ten udowadniają, że jazz ciągle jest bardzo płynny i nadal potrafi zaskoczyć indywidualizmem wychodzącym z ram kategorii i katalogów. Bardzo szanuję takie projekty i podziwiam artystów idących prawdziwie za swoim wewnętrznym głosem spełnienia. 

Ocena płyty: