Jeśli wkurzają was grane w kółko, identyczne playlisty komercyjnych rozgłośni radiowych, to na pewno Magdalena Czwojda będzie dobrym lekarstwem na stres. „W zależności…” to pierwszy solowy album pochodzącej z Wrocławia, jedynej w Polsce gitarzystki grającej na gitarze akustycznej i elektrycznej repertuar od jazzu do rocka.

We współczesnej muzyce coraz trudniej określić granice, dzielące jeden styl, gatunek od drugiego. Coraz częściej mamy do czynienia z różnego rodzaju hybrydami stylistycznymi. Taka też jest muzyka Magdaleny Czwojdy. Nawet ciężki w swej naturze rock, dzięki wprawnej ręce gitarzystki, staje się niezwykle nastrojowy.

czwojda w zaleznosci cover

Płytę otwiera minutowy „Przedtrack” – krótka opowiastka autorki, tłumaczącej zawartość wydawnictwa. O nagranej płycie gitarzystka mówi, że jest taka, jak ona sama. „W Zależności…” proponuje muzykę właśnie w zależności od posiadanego nastroju czy sprzyjających okoliczności. Trzeba przyznać, że takie słowne wprowadzenia – a jest ich na płycie więcej – budują intymną atmosferę między słuchaczem a samą artystką.

Jeżeli miałbym doszukiwać się podobieństw, to w Polsce zbliżoną, utrzymaną nieco w jazz-rockowym klimacie muzykę, przed kilku laty prezentował Pat Metheny, choć na „W zależności…” mamy co najwyżej do czynienia z bladym odbiciem tego stylu. Po prostu gdzieś w powietrzu wisi to samo, co pewnie wynika z tych samych inspiracji.

Nastrojowe, jazzujące kompozycje są dla Magdaleny Czwojdy jedynie pretekstem do zaprezentowania swoich (i zaproszonych do sesji muzyków) umiejętności. A te są niemałe. Ogromnym atutem artystki jest różnorodność technik gry na gitarze. Doskonale radzi sobie z precyzyjnymi, jazzowymi partiami w stylu Steva Gadda, ale równie znakomicie sprawdza się w tradycyjnej rockowej formie. Jej niezwykły kunszt sprawia, że nawet chwilami nie najwyższej próby produkcja nagrań, daje się przełknąć bez bólu.

www.youtube.com/watch?v=o6G-pmuqfQM

Dużo tu improwizacji. Magdalena Czwojda pogrywa na gitarze gdzieś na pograniczu jazzu i free. Niestety, dąży do upraszczania swoich kompozycji, zwłaszcza jeśli chodzi o ich budowę. Pewnie chodziło o stworzenie nagrań w tzw. „dobrym radiowym czasie”. Artystka znacznie lepiej czuje się w długich, wielowątkowych utworach, w których zaprezentowała cały kunszt w doborze odpowiednich środków wyrazu. Jak na przykład w sześciominutowym „Włoskim winie”.

Całość brzmi bardzo spójnie i rzeczywiście wciąga. Aczkolwiek czegoś mi tu brakuje. Za bardzo jest to wygładzone i „ładne”. To wysmakowana, jazzowata muzyka o bardzo wysokim IQ. Więc wiadomo, że nie do każdego trafi. Ale ci, co się załapią, przeżyją przygodę wzbogacającą wrażliwość i futrującą zmysły.

Ocena płyty: