Jazzowe debiuty ogłoszone, czas na soul. Tutaj wybór był trudny, na pewno jeśli chodzi o zagranice. Wszystko przez znakomite płyty jakie nagrali Wyspiarze….

Zagraniczny, soulowy debiut 2016 roku wędruje do…

JONES

Jones zachwyciła nas już swoją EPką, która wyszła jakiś czas temu. Po mini-koncercie, na którym mieliśmy okazję uczestniczyć skradła nas. Bardzo skromna, zdolna i przy tym piekielnie piękna!

Na premierowy materiał JONES czekaliśmy ponad rok. Opłaciło się. „New Skin” to ponadczasowa płyta, która dziś jest wielka, a za kilka lat, kilkanaście lat nazywana będzie klasyczną! Przesadzam? Posłuchajcie uważnie produkcji Brytyjki, bo to soul, który składając hołd muzycznej tradycji tego gatunku, zarazem soulem już nie jest! Czym więc? Mnie brakuje słów na opisanie tej, nie ukrywam, znakomicie stymulującej do myślenia i fantazjowania muzyki. Z jednej strony są tu bowiem rozważania na temat zależności między miłością a pożądaniem w rytmie erotycznego jazzu i elektro („Bring Me Down”), z drugiej – maestria słowa i połączenie old-schoolowych bitów z futurystyczną produkcją w hołdzie początkom R&B („Indulge”). Z ogromu tej muzyki trudno wyłowić lepsze czy gorsze utwory, tak silnie one bowiem ze sobą współgrają. Dlatego już pierwsze spotkanie z tym materiałem sprawia wrażenie zderzenia ze ścianą dźwięków, wątków i inspiracji. Dopiero kolejne przesłuchania pomogą „odcedzić” utwory takie, jak choćby dynamiczny, wręcz oszałamiający „Hoops” oparty na mocniejszym bicie, czy singlowy „Melt”, który jest niczym skrzyżowanie Jessie Ware z klasycznym brzmieniem Coldplay. Grzechem byłoby zbagatelizować zmysłowe „Waterloo”. Zamykająca album kompozycja „New Skin” przypadnie do gustu tym, którzy lubią marzyć. Najlepiej nocą. Muzyka JONES nabiera głębi właśnie po zmroku. Album jest bardzo stonowany, refleksyjny, może nawet w jakimś stopniu naznaczony smutkiem. Ale gdzieś między nutami i wersami czai się nadzieja. Warto się jej załapać, by „New Skin” przeżyć głębiej, niż tylko kolejną płytę z coraz bardziej zaśmieconej półki z alternatywnym popem i soulem… [recenzja]

Polski, soulowy debiut 2016 roku wędruje do grupy…

KROKI

Mimo, że debiutanckie dzieło grupy Kroki to EPka, według nas wcale nią nie jest. Wydanictwo zawiera 7 utworów, co jak na EPkę jest trochę za dużo.

Kroki to trio, w którego skład wchodzą producent Szatt, wokalista Jaq Merner i basista Paweł Stachowiak. Ich inspiracje muzyczne to jazz, soul i indie rock. Wszystko to zostało okraszone elektroniką i charakterystycznym głosem wokalisty. Mimo tak szerokich wpływów muzycznych, Kroki stworzyło spójną całość. Materiał znajdujący się na “Stairs” to doskonały przykład na to czym może zaowocować spotkanie trzech artystycznych indywidualności.