Wszystko zaczęło się 16 lat temu od singla „Re-Rewind” duetu Artful Dodger. Pierwszy profesjonalny kontrakt Craiga Davida z mikrofonem i od razu drugie miejsce na brytyjskiej liście przebojów ze sprzedażą ponad pół miliona egzemplarzy, nie wspominając już o dziesiątkach osób wykrzykujących mu każdego dnia na ulicach „Bo Selecta!” prosto do ucha. Trzy miesiące jego własny singiel „Fill Me In” dotarł już do pierwszego miejsca brytyjskiej Top 40. Podobnie kolejny – „7 Days”. Sukces wydanego właśnie albumu „Following My Intuition” powinien wydawać się tylko kwestią czasu.

Craig-David-Following-My-Intuition-2016-2480x2480-Standard

Sława była jego przeznaczeniem. Szczególnie, że w rodzinnym domu muzyka towarzyszyła mu od dziecka. Ojciec występował w reggae’owym zespole The Ebony Rockers, matka całymi dniami katowała małego Craiga muzyką The Osmonds i Terrence’a Trenta D’Arby’ego, których była fanką. W wieku 14 lat występował jako MC zarówno na antenie pirackiej rozgłośni radiowej, jak i w klubach rodzinnego Southampton. Po paru miesiącach zamienił mikrofon na gramofony, by z powodzeniem grywać na imprezach mieszankę R&B, hip hopu, ragga, a nawet drum’n’bassu. Na jednej z takich balang poznał Marka Hilla z Artful Dodger, dzięki któremu cała Wielka Brytania padła przed czarnoskórym nastolatkiem na kolana.

Współpraca z Artful Dodger zaowocowała zaklasyfikowaniem młodego Davida w poczet wokalistów UK garage’owych. On sam postrzega siebie jako artystę R&B. Prawda leży gdzieś po środku, bo UK garage – to tak naprawdę w dużej mierze brytyjska odpowiedź na amerykańską inwazję soulmanów. I taki jest też jest album „Following My Intuition” – charakterystyczny dla UK garage’u połamany, 2stepowy rytm sąsiaduje tu z tradycyjnymi soulowymi pościelówkami, których nie powstydziłby się największy idol Craiga, R Kelly.

www.youtube.com/watch?v=FC9fc12YYC4

Najnowsza płyta nie jest napisana „pod rynek”.

Single „No Holding Up” czy „Ain’t Giving Up” mają niewielką gwarancję, że uda im się przebić. To równie dobrze może być klęska, jak i hit. W swoich tekstach nie ma potrzeby mówienia ludziom, co mają robić. Pisze piosenki, w których inni mogą się odnaleźć, rozpoznać własne życie. Jest zwykłym kolesiem, który ma to szczęście, że może komponować i występować. Chce by ludzie mogli usiąść w fotelu i pomyśleć: „Przecież ja przeżyłem to, o czym on śpiewa. Ja też odszedłem, żeby szukać czegoś lepszego”. Jego piosenki są prawdziwe i to jest całe jego przesłanie.

W muzyce Craiga wciąż więcej z debiutującego w 2000 roku chłopca, niż z wyrafinowanej gwiazdy. A stał się nią, bo po prostu był wierny swojej muzyce. Można odnieść wrażenie, że na ścianach studia, w którym nagrywa, wciąż wiszą plakaty Mariah Carey, Destiny’s Child i Dru Hill. Nie zmieniło się również to, że Craiga nadal uważa się za sztandarowego artystę, który jest w stanie sprostać zalewowi amerykańskiego R&B.

Ocena płyty: