Mag Balay dowodzi, że można zostać klasykiem bez potrzeby hasania po parku jurajskim. Brzmienie, styl i wizerunek artystki mogą już być punktem odniesienia. Zawsze miała uszy otwarte na wszystko, co dzieje się wokoło. To sprawiło, że Mag Balay potrafi łączyć w niepodzielny stop jazz z hip hopem, art-pop z domową elektroniką i wpływami etnicznymi. Płyta „No borders” urzeka aurą bezpretensjonalności i intymnego autentyzmu. To zaskakujący powrót do źródeł, free jazzowych improwizacji, przesyconych niepokojącą aurą instrumentalnego eksperymentowania.

MAG BALAY No borders cover

Kilka słów wprowadzenia, kimże jest Mag Balay: wokalistką i songwriterką, absolwentką Akademii Muzycznej im. K. Szymanowskiego w Katowicach, która konsekwentnie podąża obraną przez siebie ścieżką. Pierwszy kontakt z jej twórczością bywa trudny – Mag Balay nie dba o to, by przyciągnąć słuchacza czymś chwytliwym i oczywistym. Wysmakowany, kameralny pop, przedziwne, dobranockowe brzmienie à la „Przygód kilka wróbla Ćwirka”, senne odjazdy, a także elementy nu-jazzu – to wszystko swobodnie się tu miesza. Gdy post-rock w czystej formie przestał inspirować, najciekawsze wydają się stylistyczne kolaże. Stąd mamy tu rozsądny kompromis, pomiędzy zgrabnymi melodiami a zapętlonymi figurami, bliski z jednej strony epickości, z drugiej eklektyzmowi.

Delikatne, oniryczne tematy wtopione zostały w mobilne, rozpływające się formy. Są tu: duch pop-eksperymentu, swobodne jazzowe granie, reminiscencje muzyki repetycyjnej i konkretnej, ale przede wszystkim wszechobecna skłonność do melancholii. A do tego zawadiacka perkusja Arka Skolika, uskrzydlone basy Jakuba Dworaka oraz Michała Kapczuka i od niechcenia śpiewająco-szepcząca Mag Balay. „No borders” to także rozdzierające serce dźwięki fortepianu i elektronika obsługiwana przez producenta Szymona Piotrowskiego. Muzycy nie zawracają sobie głowy popisowymi solówkami, komunikują się dźwiękowo na intuicyjnym poziomie, tworząc raczej ogólną, swobodną atmosferę niż melodie. Wszystko podane w dawkach pozwalających na wielogodzinne, nie wywołujące bólu głowy słuchanie. Większość utworów zaśpiewano po angielsku, co w przypadku takiej muzyki jest jak najbardziej na miejscu. Spośród nich warto wymienić przede wszystkim kompozycję „Breathing” oraz przepiękne nagranie „Mavra”.

www.youtube.com/watch?v=6sje4qCI5DE

Ta płyta to wspaniała podróż, gdzie słysząc – na nowo poznajesz zapomniane twarze, przypominasz sobie obrazy z dawno nie oglądanych filmów, powracasz do miejsc w których, wydaje się, nigdy nie byłeś. A jednak… Ciepło, zniecierpliwienie, senność, niepokój, a chwile później siła, to da się wyczuć słuchając i oglądając oczami wyobraźni tych 8 portretów – opowieści, najlepszych opowieści.

Ocena płyty: