Ta płyta nie jest dobra. Ta płyta jest wielka! Dlatego pisanie o niej z pozycji kolan nie jest sprawą prostą. Słuchanie jej to też nie bułka z masłem. Dlatego zazdroszczę tym, którzy zakochali się w niej za pierwszym razem. Mnie „Emily’s D+Evolution” stanęła ością w gardle. Najpierw przeraziła, potem zaintrygowała, wreszcie zachwyciła. A teraz słucham jej codziennie. A jazz nie jest bynajmniej moją ulubioną muzyką. Ale czy muzyka Esperanzy Spalding to jeszcze jazz? Od zawsze wdzięcznie niemodna w swym zamiłowaniu dla żywych instrumentów, wraz ze zdobytym doświadczeniem idzie jeszcze dalej w swych eksperymentach. A te, choć nowatorskie, są zaskakująco strawne, a nawet przebojowe.

Esperanza Spalding cd 2016

Esperanza vel Emily zabiera nas w podróż do niezaspokojonej ciekawości, nieodkrytych, niedotkniętych emocji. „Emily to moje drugie imię, moje drugie ja, które działa jak czuły wewnętrzny nawigator. Mój wewnętrzny kompas nadaje, tej nieraz ekspansywnej podróży, właściwy kierunek, mówi mi, jak się w tej nieznanej przestrzeni poruszać, żeby iść do przodu”. O prawdziwości słów tej zdobywczyni nagrody Grammy®, śpiewaczki, kompozytorki i kontrabasistki ma świadczyć jej najnowsza płyta, „Emily’s D+Evolution”.

Esperanza Spalding dokonała rzeczy niełatwej – udało jej się połączyć jazz, funk i rock w mieszankę, która będąc wyrafinowaną jest również przystępna. Właściwie każda z kompozycji to mały majstersztyk pod względem fantazji aranżacyjnej i stylistycznej. Różnorodność dźwięków może czasem przyprawić o zawrót głowy, ale trzeba przyznać, że połączono je „z głową”. Przypomina to trochę pogawędkę instrumentów: stopniowo tych głosów-dźwięków przybywa coraz więcej, aż Esperanza ucina, gdy zaczynają się przekrzykiwać. Bo artystka czuwa, jak na zarządcę tych muzycznych dóbr przystało – każda wokaliza, każdy dźwięk mają tu precyzyjnie wyznaczone miejsce. Może to dzięki temu czuję, że muzyka „Emily’s D+Evolution” jest bliska ideałowi brzmień, które mnie satysfakcjonują, upajają i nie nudzą po stu przesłuchaniach. Za każdym razem odkrywam na tej płycie coś, co umknęło mi poprzednio – zakręconą frazę lub jakiś tajemniczy dźwięk.

https://www.youtube.com/watch?v=bGqmoWH-t1c

 „Emily’s D+Evolution” brzmi trochę jak awangardowa improwizacja jazzowa na kilka instrumentów i głos Esperanzy: „Funk The Fear” to najlepszy dowód, że prostota funkowych rytmów idealnie pasuje do surowości brzmień gitarowych. Największe wrażenie robią jednak wysmakowane i pełne delikatności „Unconditional Love”,  „Noble Nobles”. Jest w nich zawarta jakaś głębsza myśl, pełna smutku refleksja, która zmusza do tego, by choć na chwilę zatrzymać się, skupić, zastanowić. Są fragmenty, w których Esperanza śpiewa z ogromną pasją (finałowe, genialne „I Want It Now”), ale więcej tu jednak łagodnych wokali doprawionych odrobiną egzotyki. Często mają w sobie coś gorzkiego, czasem czuć w nich tęsknotę. Doskonale wpisują się w atmosferę muzyki – jest w niej wiele niezgody na to, co się wokół dzieje, ale nie ma w tym nerwowości i bezsilnego buntu.

Płyty takie jak „Emily’s D+Evolution” zaspokajają moje marzenie o cudownie bezsennej nocy spędzonej jedynie pod rozświetlonym gwiazdami niebem. Brakuje mi tylko księżyca w pełni – oprawę muzyczną już mam. Inteligentna płyta, która, zmuszając do myślenia, jednocześnie koi i uspokaja. Oj, ta płyta nie jest dobra…

Ocena płyty: