„[…] muzyka potrafi nas uwieść, gdyż płynie prosto z serca – powstaje tu i teraz,
jest tworzona tylko dla nas i to właśnie budzi emocje.”
Wojciech Juszczak

MADE IN CHICAGO to festiwal, który – nie waham się tego napisać – zmienił moje życie i bardzo wiele mnie nauczył. Ukształtował moją wrażliwość muzyczną i osobowość. To swoisty fenomen, którego źródłem jest nie tylko miłość do muzyki, ale przede wszystkim poszanowanie ludzkiej godności, wzajemne porozumienie i akceptacja. To właśnie humanistyczne przesłanie tej imprezy będzie przedmiotem tego tekstu. Nie jest to bowiem zwykłe wydarzenie muzyczne. To cos więcej, znacznie więcej…

Ten festiwal ma potencjał polityczny, społeczny. Podobnie jak sztuka krytyczna ma potencjał zmiany – zmiany na lepsze. Zmusza do refleksji, ciągłych osobistych przemyśleń. Stawia pytanie o to czy jesteśmy w stanie zaakceptować inność. Czy mamy dość szczerej otwartości i przenikliwej samokrytyki, by z nią obcować? To ważne pytania, na które powinniśmy sobie odpowiedzieć. Wciąż bowiem zapominamy, że każda odmienność jest czymś indywidualnym, ściśle spersonifikowanym. Przyjmując kryterium czasowości, łatwo dojść do wniosku, że dzisiejsza inność różni się od tej wczorajszej i przedwczorajszej, czymś wspólnym jest jednak fakt, że mieliśmy i wciąż mamy problem z akceptacją faktu, iż żyć można także inaczej… Made in Chicago pomaga to zmienić. Buduje mosty do lepszej przyszłości. Z banalnego stwierdzenia, że wszyscy jesteśmy jedną wielką rodziną, tworzy „prawdę artystyczną”, której musimy się uchwycić, bo ona nas ocali.

Łatwo doświadczyć magii tego wydarzenia. Widząc tych wszystkich artystów, ich radość bycia, wzajemny szacunek, człowiek automatycznie zdaje sobie sprawę z braku jakichkolwiek granic, bezzasadności kategorii przestrzeni i czasu. Made in Chicago pozwala choć na chwilę przenieść się do lepszej przyszłości. Do przyszłości bez ignorancji, bez dyskryminacji, gdzie inność nie jest czymś złym, nie jest stygmatyzacją skazującą na wykluczenie czy marginalizację. Artystyczny dialog jest nie tylko dialogiem grupy muzyków, to relacja o charakterze międzykulturowym, międzyrasowym i międzypokoleniowym. To związek twórczy grupy Innych, który dla słuchacza jest gwarancją wspaniałej estetyczno-intelektualnej przygody, pełnego emocji doświadczenia.

Poznański festiwal wymyka się wszelkim jednoznacznym klasyfikacjom. Jest transgraniczny zarówno pod względem kulturowym, jak i stylistycznym. Właściwy mu totalny eklektyzm, niesie ze sobą przesłanie otwartości, miłości, akceptacji różnorodności i dowodzi siły muzyki, z jaką potrafi ona odmieniać życie. To prawdziwy fenomen powodujący rewolucję w duszach i sercach słuchaczy!

PS., tegoroczna edycja festiwalu była wyjątkowa. Fundamentem tej wyjątkowości było odejście Wojtka Juszczaka – dyrektora Poznańskiej Estrady, pomysłodawcy, promotora i współorganizatora wielu spośród najważniejszych wydarzeń, które odbywały się w Poznaniu na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat. Made in Chicago było ukoronowaniem jego działalności, imprezą z którą najbardziej był kojarzony – i podejrzewam – emocjonalnie związany. To cudowne „koncertowe dziecko”, owoc jego wieloletniego zawodowego związku z Lauren Deutsch – szefową Jazz Institute of Chicago, był, jest i najprawdopodobniej nadal będzie jednym z moich ulubionych i najbardziej przeze mnie cenionych festiwali nie tylko w Poznaniu, ale i w Polsce.

Mam nadzieję, że już wiecie dlaczego.