Mamy ogromną przyjemność przedstawić wywiad z niewątpliwie jednym z najlepszych muzyków w Polsce jak też i na świecie. Swój jakże cenny czas poświęcił nam Adam Bałdych. O czym porozmawialiśmy? zapraszamy poniżej.

JazzSoul.pl: Powiedz mi jak zaczęła się Twoja przygoda z muzyką? Dlaczego grasz na skrzypcach, a nie np. na gitarze?

Adam Bałdych: Myślę, że jest to dość trudne pytanie dla każdego muzyka, ponieważ wiek, w którym się wybiera instrument w szkole muzycznej to powiedzmy 7 – 9 lat. W moim przypadku to było 9 lat i to był czas w którym byłem zainteresowany muzyką tak w ogóle (całościowo) – śpiewałem, słuchałem i moja rodzina zdała sobie sprawę z tego, że mam słuch. Moja starsza siostra w tym czasie grała na gitarze i śpiewała, tak więc postanowiliśmy, że zapiszę się do szkoły muzycznej.
A dlaczego skrzypce – to był instrument, na którym grał mój pradziadek i była to jakiegoś rodzaju tradycja, że ten instrument pojawiał się bardzo często i ja również postawiłem pójść tym tropem i okazało się, że dla mnie to idealny instrument i już to kontynuowałem.

Spotkałeś się z porównaniami? Powiedzmy szczerze, że mężczyzn grających na skrzypcach jest w naszym kraju dość mało. Ja osobiście znam Ciebie i Urbaniaka – nazwijmy to „pseudokomercyjnie”, że słychać o Was. Spotkałeś się z porównaniami, że jesteś następcą Michała Urbaniaka?

Wydaje mi się, że mężczyzn grających na skrzypcach jest bardzo wielu, a w muzyce jazzowej robią to głównie panowie. Natomiast porównania do starszych kolegów zawsze są, ponieważ Michał Urbaniak był tą osobą, która wytyczała drogi w wiolonistyce jazzowej. Podobnie inni skrzypkowie Jean-Luc Ponty; Didier Lockwood czy Stéphane Grappelli. My mieliśmy polski akcent w osobie Michała Urbaniaka czy Zbigniewa Seiferta. Tak więc te porównania zawsze są, ale cieszy mnie to. Osoby, które porównują mnie do Urbaniaka, mówią bardziej o tym, że ja tak jak on duży nacisk kładę żeby szukać swojego własnego języka i to są dla mnie takie dobre porównania. Nigdy nikt nie mówi, że brzmię tak, jak któryś ze znanych skrzypków, tylko że mam podobny sposób poszukiwania swojej drogi w sposobie gry i wtedy te porównania budują.

Bardzo mnie interesuje Twoja współpraca z Miką Urbaniak, nagraliście utwór świąteczny. Jak doszło w ogóle do tej współpracy i jak oceniasz Mikę jako artystkę?

Z Miką poznaliśmy się po raz pierwszy, kiedy przygotowaliśmy wspólny program na Targi Expo w Saragossie w Hiszpanii, to było parę lat temu. Występowałem wtedy wspólnie z Miką jak i Urszulą Dudziak, ale grałem też swój autorski program i po tym spotkaniu postanowiliśmy, że kiedyś się spotkamy i zrobimy muzycznie coś wspólnie. Natomiast ja w tym czasie poleciałem do Nowego Yorku, a Mika zajęła się produkcją swojej płyty. Nasze drogi trochę się rozeszły, ale przyszedł czas świąteczny, ja wróciłem z NYC do Polski i odezwaliśmy się do siebie i tak od słowa do słowa przypomnieliśmy sobie, że kiedyś rozmawialiśmy wspólnie na temat tego, że trzeba by coś wspólnie zrobić, ponieważ bardzo się szanujemy z powodu muzyki, którą tworzymy. Dla mnie Mika jest wyśmienitą artystką, uwielbiam jej sposób frazowania i to w jaki sposób śpiewa, jej otwartość na muzykę. Święta to taki okres, kiedy muzycy jak wszyscy ludzie spotykają się, dlatego dla nas był to wspaniały pretekst, aby zabookować studio na jeden dzień i tam się spotkać, wybrać i nagrać piosenkę tylko we dwoje, bez użycia żadnych innych instrumentów. To było bardzo fajne przeżycie, spotkaliśmy się i w studio pracowaliśmy nad tym materiałem, to było jednorazowe, zarejestrowane spotkanie. Taki prezent dla naszych fanów, a jednocześnie też bardzo ciekawe muzyczne spotkanie, więc to był super czas.

A powiedz mi jak to było z Alicją Janosz. Wszyscy pewnie wiedzą, że wystąpiłeś gościnnie na jej płycie w utworze „Nie tak”. Jak doszło do tej współpracy?

Uważam, że muzyka jazzowa ma swoja niszę, natomiast ja mam szerokie zainteresowania muzyczne; muzyka teatralna, rockowa, a także popowa. Uważam, że słuchacze różnych gatunków są w stanie znaleźć coś w mojej muzyce i współpraca z artystami popowymi daje mi tę szanse, żeby pokazać się przed publicznością, która być może nie przychodzi na festiwale jazzowe, a mogłaby zainteresować się moim sposobem gry. Ala Janosz to moja dobra koleżanka, dlatego nie widziałem problemu, aby nagrać jej kilka dźwięków – tym bardziej, że akurat utwór, który zaproponowała abyśmy wspólnie zagrali był utworem, w którym odnalazłem bardzo fajną przestrzeń, taką minimalistyczną, która mi się bardzo spodobała i uważałem, że moje skrzypce dobrze tam zabrzmią. Bardzo miło wspominam tę współpracę i pozwoliło mi to zaistnieć w tym utworze, dotrzeć do wielu fajnych ludzi, którzy potem przychodzili na moje koncerty, więc jeśli utwór jest dobry, to bez względu na to jaki to jest gatunek, z przyjemnością biorę w tym udział.

Podobało mi się to, że pomijam sam utwór wystąpiłeś gościnnie w klipie. Długo musiała Cię do tego namawiać?

Chwile musiała (śmiech), natomiast ostatecznie kiedy zaczęliśmy rozmawiać na temat tego jaki to będzie klip, w jaki sposób ja będę w tym klipie przedstawiony to stwierdziłem, że może to być fajna zabawa. W muzyce jazzowej nie robi się tak często klipów, więc choćby z samego zainteresowania tematem jak to się robi, jak wygląda plan zdjęciowy. Chciałem wziąć w tym udział i uważam, że zrobili kawał świetnej roboty. Tematyka piosenki jest bardzo ciekawa, to jak to przedstawili, więc to było miłe doświadczenie.

Mówiłeś, że interesuje Cię wiele gatunków muzycznych, jakiej muzyki słuchasz na co dzień, prócz jazzu?

Jazzu ostatnio słucham najmniej, za to bardzo dużo słucham muzyki poważnej, muzyki współczesnej, ponieważ teraz pracuje nad projektem LutoStrings, który zagraliśmy wspólnie na festiwalu „Kwartesencja” z Royal String Quartet oraz producentem Igorem Szulcem znanym jako Adre’N’Alinem. Na tapetę wzięliśmy muzykę Witolda Lutosławskiego – to jest nasza inspiracja. Bardzo dużo czasu spędziłem słuchając muzyki Lutosławskiego, jako że dużo gram muzyki jazzowej, a jednak, że wyrastam z kultury muzyki poważnej, to dla mnie powrót do muzyki klasycznej jest czymś bardzo istotnym, bo patrzę na to z innego punktu widzenia. Jest to dla mnie duża inspiracja. Ale słucham też muzyki rockowej, staram się patrzeć co dzieje się w rocku alternatywnym, muzyce improwizowanej, nie tylko jazzowej – to są takie rzeczy, które szybko się rozwijają i można znaleźć tam bardzo dużo inspiracji.

A powiedz mi jak oceniasz współczesny jazz, który tworzą młodzi ludzie?

Naprawdę uważam, że jest to ciekawy moment dla muzyki jazzowej, bo tak wiele się już wydarzyło w tym jazzie, że trzeba niezwykłej kreatywności, by odnaleźć jakąś niszę dla siebie i odnaleźć coś co będzie naprawdę odkrywcze w tym wszystkim i nada muzyce jazzowej jakiś charakterystyczny ton. Uważam, że jest wciąż wielu młodych muzyków jazzowych, którzy potrafią jednak myśleć niesztampowo i odkrywać się na nowe pomysły, odnajdywać swój własny głos, więc jest to dla mnie cały czas dziedzina w której dużo się dzieje, chyba znacznie więcej niż w jakichkolwiek innych gatunkach muzycznych.

Biorąc pod uwagę to, że coraz więcej festiwali, które w Polsce się odbywają to festiwale jazzowe.

No właśnie, widocznie ludzie tej wolności wypowiedzi potrzebują, jest coraz więcej gatunków wyprodukowanych, plastikowych – ludzie są tym coraz bardziej zmęczeni. Nasz szybki styl życia też sprawia, że ludzie poszukują jakiegoś zaskoczenia, ale też wyciszenia, albo energii, która jest zaskakująca. A w muzyce jazzowej, w muzyce improwizowanej ten element wolności, ta „dzikość” tej muzyki to jest coś, co jest dla ludzi fascynujące, dla mnie też jest to fascynujące.

Gdzie będzie można Cię usłyszeć po Nowym Roku? Czy są już jakieś plany koncertowe.

Jest sporo planów koncertowych – głównie są to koncerty w Europie Zachodniej, ale będzie też parę koncertów w Polsce. Myślę, żeby być na czasie warto wejść na moją stronę i na mój profil na facebooku i tam publikujemy zawsze najnowsze terminy koncertów i to aktualizujemy. Projektów jest dużo, zawsze będzie się coś działo :)

Jak doszło do współpracy z Baltic Gang?

To był projekt, który został stworzony specjalnie pod nagranie płyty „Imaginary Room”; różnie to jest z debiutantami w wytwórni ACT Music. Niektórzy debiutują tam ze składami, z którymi grają na co dzień. W moim przypadku razem z szefem wytwórni doszliśmy do wniosku, że dobrze będzie zrobić coś niezwykle wyjątkowego, żeby mój debiut odbił się jak największym echem. Miałem kilku takich muzyków, z którymi miałem marzenie współpracować, ale też zacząłem rozglądać się za nowymi artystami, którzy kreują obecnie w Europie ciekawe rzeczy i są dostrzegalni.

Jakich muzyków udało Ci się zaprosić do udziału w Twoim projekcie?

Artyści, których zaprosiłem do sesji to m.in. Lars Danielsson; Verneri Pohjola, który jest w Finlandii niezwykle rozpoznawalnym trębaczem, Marius Neset, który pochodzi Norwegii i robi bardzo dużą karierę w Europie – głównie w Anglii, czy pianista szwedzki Jacob Karlzon, również Morten Lund duński perkusista, bierze udział w wielu ciekawych projektach oraz jest członkiem Baltic Gang. Było to stworzenie Dream Teamu, który gra moja muzykę, ale też każdy z tych artystów jest niezwykle kreatywny. Brzmienie tej płyty to wynik bardzo fajnej i twórczej współpracy, bardzo unikatowe dla mnie wydarzenie artystyczne. Dwa dni bardzo ciężkiej pracy, ale też ogromnych inspiracji. Wspaniały czas w studio berlińskim.

Słuchając Twojej płyty da się zauważyć, że nie zawsze grasz przysłowiowe „pierwsze skrzypce”, każdy z muzyków ma coś do powiedzenia. Każdy odpowiada swoją część historii czy taki był zamysł?

Taki był mój zamysł, gdyż biorąc do nagrań tak wybitnych artystów byłoby naprawdę dużym nietaktem, traktować ich jedynie jako sidemanów, którzy grają tylko podkład, gdzie ja jestem na przodzie. Dla mnie najważniejszą sprawą, która przyświecała mi podczas nagrań, było zrobienie dobrej muzyki, a jeżeli dobra muzyka powstanie gdzie ja będę grał drugie skrzypce, to ja mogę, to ja tego chce. Bo dla mnie najważniejszą rzeczą jest zrobienie dobrej muzyki, czasami jestem na przodzie, czasami się chowam do tyłu i gram podkład, aby ktoś inny mógł zagrać swoje „pierwsze skrzypce”. Na koncertach jestem liderem i tam mogę się wyszaleć od A do Z. Natomiast płyta jest czymś innym, czymś przemyślanym, gdzie jestem kompozytorem tej muzyki, a samo komponowanie to jest już granie „pierwszych skrzypiec”. Ta muzyka to jestem ja, więc nie muszę za wszelką cenę udowadniać swoimi popisami na skrzypcach, że to jest moja muzyka, wystarczy czasami być w tle, a tym samym dać dopowiedzieć innym muzykom coś ciekawego do swojej historii. Dla mnie najważniejsze było stworzyć coś wspólnego.

Jakie są Twoje inspiracje muzyczne, na pewno jest ich dużo – kto jednak wpłynął najbardziej na to kim jesteś teraz, na to, że grasz na skrzypach?

Mówiąc o inspiracjach trzeba by podzielić życie etapami, gdyż na każdym etapie życia towarzyszyły mi inne inspiracje i dzięki nim też zmieniała się moja muzyka. Inspiracją jest również całe moje życie, to że dojrzewam też jako człowiek, wtedy spojrzenie jest inne na cały świat, wówczas zmienia się spojrzenie na muzykę.

Jak miałbym już wymieniać moje inspiracje, to przede wszystkim muzyka klasyczna, a tu zwłaszcza rosyjskich klasyków jak też polskich kompozytorów: Fryderyk Chopin, Henryk Wieniawski, ale też Rachmaninov, Stravinsky to był impuls, aby odnaleźć ten romantyzm z muzyce; później była muzyka jazzowa: Miles Davies, Herbie Hancock, Steffan Grappelli. Muzyka jazz-rockowa, fusion, jazz elektryczny: Scott Henderson, Alan Scotword, Chick Corea. Ważny też był moment, gdzie na nowo odkryłem muzykę współczesną, odkryłem folklor, a także Artystów, którzy są często w naszym kraju nieznani. Scena nowojorska, z którą przez blisko dwa lata obcowałem, nie tylko grając, ale również słuchając na żywo Glasspera na jam sassion, ma wielu takich inspirujących Artystów, którzy tam już są kultowi, więc mam nadzieję, że niebawem te nazwiska trafią też do nas.

Dziękujemy za wywiad.

fot. Bartosz Maz